„Podwyższenie Krzyża. Dziś święto o takiej nazwie, wielce aktualne politycznie” – napisał w „Gazecie Wyborczej” z 14 września br. Jan Turnau.
Nie da się ukryć. W kontekście wydarzeń - nie tylko ostatnich pięciu miesięcy - święto Podwyższenia Krzyża zaczyna nabierać wymiaru politycznego. Dlaczego? Czyżby krzyż się upolityczniał? Czyżby tworzył partię własnych zwolenników?
Nie. To nie krzyż wdziera się do polityki. To polityka sięga coraz łapczywiej po krzyż. To polityka chce usuwać krzyż ze szkolnej sali we Włoszech. To polityka zakazuje noszenia krzyża pielęgniarkom w Wielkie Brytanii. To polityka traktuje w sposób instrumentalny krzyż stojący na Krakowskim Przedmieściu.
Sięganie po krzyż ze względów politycznych nie jest niczym nowym. Historia chrześcijaństwa zna wiele takich przypadków. Zaczynając od cesarza rzymskiego Konstantyna, który w konfrontacji z Maksencjuszem umieścił na swych sztandarach znak krzyża (Nie uczynił tego z powodu swojej wiary. Przecież wtedy, gdy to zrobił, nie był chrześcijaninem). Przez umieszczanie go na płaszczach i w dłoniach agresorów różnej maści. Aż po przypisywanie Adamowi Mickiewiczowi słów: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polska, a Polak Polakiem”.
Krzyż jest bezbronny wobec wszelkich manipulacji i nadużyć. Jest bezbronny wobec obrażania go i znieważania. Także wobec wykorzystywania go w polityce.
Turnau napisał w „Wyborczej”, że krzyż „stawał się dla chrześcijan coraz świętszy, dla niechrześcijan - coraz mniej sympatyczny”. Krzyż stawał się? Czy też krzyż coraz świętszym lub „coraz mniej sympatycznym” czynili ludzie? To ludzie decydują, w jaki sposób odwołują się do znaku krzyża i w jaki sposób go odbierają. Nie zapominajmy, że pierwsi chrześcijanie rzadko posługiwali się symbolem krzyża. „On się po prostu bardzo, bardzo źle kojarzył. Symbol upokarzającej kary nie mógł być równocześnie symbolem ruchu religijnego, który chciał pozyskać nowych członków wśród Rzymian” – tłumaczyła jakiś czas temu w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” prof. Elżbieta Jastrzębowska z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Czy to cokolwiek odbiera krzyżowi jako znakowi chrześcijaństwa? Nie sądzę. Po prostu świat musiał dojrzeć. Musiał się zmienić, aby zrozumieć symbol krzyża.
W krótkim komentarzu Jana Turnaua są sformułowania moim zdaniem bardzo ryzykowne. Takie, które (w moim odczuciu), mogą się dla wielu okazać groźną pokusą. „Najlepszym sposobem na jego podwyższanie poza Kościołem jest dziś być może pokorne obniżanie go, niepchanie się z nim przed oczy ludzi, na których działa wręcz przeciwnie” – napisał publicysta „Gazety”. Co prawda napisał w trybie przypuszczającym, ale myślę, że nawet w takim trybie zaprezentowane przez niego myślenie prowadzi donikąd.
Nie, to nie krzyż trzeba obniżać. I nie ma powodów, aby ukrywać go przezornie przed oczami ludzi, którzy za jego widokiem nie przepadają. To nie krzyż jest winny. Gdybyśmy dzisiaj zaczęli go chować, bo się „źle kojarzy”, usiłowalibyśmy cofnąć historię o kilkanaście stuleci.
To nie krzyż trzeba obniżać. To ludzie pod krzyżem powinni przestać się nadymać i wywyższać, niezależnie od tego, jaką wymowę ma dla nich ten znak. Prawdziwe podwyższenie krzyża to wynik ludzkiej pokory. Jeśli jej zabraknie, nawet najwyżej podnoszony w zaciśniętej pięści krzyż nie zostanie faktycznie podwyższony, nie dozna czci albo przynajmniej szacunku. Krzyż nie jest i nie może być znakiem triumfu w wymiarze ludzkim. On jest znakiem zwycięstwa Boga, który jest Miłością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.