Prokuratura postawiła zarzuty Tomaszowi U., który pod wpływem amfetaminy doprowadził w czwartek do wypadku autobusu w Warszawie. "Mężczyzna usłyszał m.in. zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której doszło do zgonu jednej z pasażerek, a także ciężkich obrażeń u czterech innych osób" – poinformowała w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr.
W zarzucie uwzględniono, że w momencie wypadku kierowca był pod wpływem amfetaminy - podała prokurator Chyr. "Tak wynika z uzyskanej w dniu dzisiejszym opinii toksykologicznej" – powiedziała.
Jak dodała, ustalenie, że kierowca znajdował się pod wpływem amfetaminy skutkowało zaostrzeniem kwalifikacji prawnej i zaostrzeniem możliwości wymierzenia kary.
Za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym grozi kara do 12 lat więzienia. "Matematyka kodeksu karnego stanowi jednak, że możemy orzec maksymalnie nawet karę 15 lat pozbawienia wolności i ta kara w tym momencie realnie grozi podejrzanemu" – podkreśliła rzeczniczka warszawskiej prokuratury.
Poinformowała również, że prokurator ogłosił Tomaszowi U. zarzut posiadania substancji psychotropowej. "Zarzut ten odnosi się od amfetaminy, która została znaleziona w kabinie kierowcy, w kokpicie pod portfelem z dokumentami kierowcy" – wyjaśniła Chyr. Za posiadanie substancji psychotropowej grozi kara do 3 lat więzienia.
Przy mężczyźnie znaleziono około pół grama amfetaminy. "Nie możemy udzielić informacji, czy kierowca zażywał amfetaminę w trakcie jazdy, ponieważ nie dysponujemy jeszcze ustaleniami w tym zakresie. Po przeanalizowaniu wszelkich dostępnych nagrań będzie możliwe odniesienie się do tej kwestii" – wyjaśniła rzecznik.
Przekazała też, że mężczyzna usłyszał zarzuty w szpitalu i odmówił odpowiedzi na pytanie, czy się do nich przyznaje.
"Wyjaśnił jedynie, że urwał mu się film i niewiele pamięta z tego, co się działo. Pamięta jedynie tyle, że pomagał wyprowadzić jedną z pasażerek autobusu" – dodała Chyr.
Prokuratura złoży wniosek do sądu o tymczasowy areszt dla mężczyzny. "Będzie powoływała się na obawę wymierzenia surowej kary, a także na obawę matactwa, ponieważ postępowanie jest na wstępnym etapie” – zaznaczyła rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Dodała, że do przeprowadzenia zostało wciąż wiele czynności, takich jak chociażby rekonstrukcja wypadku. "Będziemy jeszcze pogłębiali ekspertyzy toksykologiczne w tej sprawie, a przede wszystkim będziemy prowadzić wnikliwe przesłuchania świadków" – zapewniła Chyr.
Zaapelowała też o zgłaszanie się do prokuratury, wydziału dochodzeniowo-śledczego Komendy Stołecznej Policji świadków i osób, które mogą mieć jakąkolwiek wiedzę na temat przebiegu zdarzenia oraz tych, które nagrały ruch autobusu przed wypadkiem, niekoniecznie w jego trakcie. "Prosimy również tych pasażerów autobusu, którzy opuścili go po wypadku i oddalili się z miejsca zdarzenia, żeby złożyli zeznania, ponieważ każda relacja jest w tej sprawie istotna" - powiedziała prokurator.
Jak podkreśliła, prokuratura dysponuje informacjami, że kierowca autobusu, który w czwartek spadł z wiaduktu na trasie S8, był w przeszłości 13 razy karany za wykroczenia w ruchu drogowym. Działo się to w okresie od listopada 2014 do maja 2018 roku.
"Były to wykroczenia dotyczące przekroczenia prędkości, a także niestosowania się do znaków i sygnałów drogowych" - wyjaśniła rzeczniczka.
Jak podała, z opinii toksykologicznej wynika, że stężenie amfetaminy w organizmie Tomasza U. było wysokie. "Mamy do czynienia ze stężeniem amfetaminy w wysokości 371 nanogramów na mililitr" - wyjaśniła Chyr.
W związku z tym jak zapewniła prokurator jest zobowiązany do ustalenia wszelkich okoliczności związanych z zatrudnieniem podejrzanego. "Uzyskaliśmy całość dokumentacji pracowniczej zarówno z ZDM, jak i od przewoźnika prywatnego, który zatrudniał kierowcę" - poinformowała rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
W czwartek w Warszawie doszło do wypadku autobusu miejskiego, który przebił barierki i spadł z wiaduktu na trasie S8. Bilans wypadku to jedna ofiara śmiertelna oraz 17 poszkodowanych, w tym cztery osoby ciężko ranne.
Jak nieoficjalnie udało się dowiedzieć PAP, nie było śladów hamowania autobusu.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.