Były mer Moskwy Jurij Łużkow zamierza zaskarżyć do sądu wtorkową decyzję prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa o swoim odwołaniu - poinformował w środę deputowany do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, Josif Kobzon.
Wypowiedź Kobzona, znanego piosenkarza i bliskiego przyjaciela Łużkowa, przytoczyło radio Echo Moskwy, powołując się na agencję Interfax.
"Jurij Michajłowicz (Łużkow) powiedział mi wczoraj, że poda do sądu (Miedwiediewa). Powiedziałem Łużkowowi, że nie ma to absolutnie sensu, jednak on jest człowiekiem zasad i najprawdopodobniej postawi na swoim" - oświadczył deputowany.
Kobzon, który we wtorek towarzyszył Łużkowowi w pierwszych godzinach po jego dymisji, oznajmił również, że były mer nie wyjedzie z Rosji nawet jeśli przeciwko niemu lub komuś z jego otoczenia wszczęte zostanie śledztwo.
Przewodniczący Moskiewskiej Dumy Miejskiej Władimir Płatonow wyjaśnił w środę, że Łużkow ma prawo w ciągu 10 dni odwołać się od decyzji prezydenta do Sądu Najwyższego. Ten z kolei będzie mieć 10 dni na rozpatrzenie skargi.
We wtorek Miedwiediew odwołał Łużkowa ze stanowiska mera Moskwy. Uzasadnił to utratą zaufania do niego. Prezydent nie podał szczegółów, ale wiadomo, że Łużkow, ciesząc się przychylnością premiera Władimira Putina, niejednokrotnie krytykował reformy zaordynowane Rosji przez Miedwiediewa.
Opozycja demokratyczna od lat oskarżała zarząd Moskwy o korupcję, a samego Łużkowa o lobbowanie interesów sektora budowlanego, w tym koncernu Inteko należącego do jego żony Jeleny Baturinej. Pismo "Forbes" szacuje fortunę małżonki Łużkowa na 2,9 mld dolarów.
Konstytucja Rosji zezwala głowie państwa na usuwanie merów miast i regionalnych gubernatorów oraz mianowanie ich następców bez wyborów, ale Miedwiediew dotąd z tego prawa nie korzystał. Wyżsi funkcjonariusze rosyjskiej administracji państwowej zwykle sami składają rezygnację przed ich zwolnieniem.
Możliwość taką miał także Łużkow. Sekretarz prasowa Kremla Natalia Timakowa ujawniła, że mer Moskwy w porozumieniu z administracją (kancelarią) prezydenta w ubiegłym tygodniu wziął urlop, by przemyśleć swoje dalsze postępowanie. W poniedziałek, po powrocie do pracy, ogłosił, że nie złoży urzędu z własnej woli.
Łużkow zapowiedział już, że mimo presji, jaka jest na niego wywierana, nie zejdzie ze sceny politycznej; poświęci się walce o przywrócenie bezpośrednich wyborów mera Moskwy i przywódców pozostałych regionów Federacji Rosyjskiej. Wybory liderów regionów zostały zniesione w 2005 roku z inicjatywy ówczesnego prezydenta Putina.
Według tygodnika "New Times/Nowoje Wremia", dymisję Łużkowa mógł sprowokować list, który w poniedziałek wieczorem przekazał on prezydentowi za pośrednictwem szefa kremlowskiej Administracji Siergieja Naryszkina. Były mer odrzucił w nim wszystkie oskarżenia pod swoim adresem.
Łużkow postawił także Miedwiediewowi ultimatum: albo odwoła go ze stanowiska, albo zdystansuje się wobec tych kremlowskich urzędników, którzy stoją za kampanią przeciwko niemu.
Były mer wyraził też zaniepokojenie z powodu stanu demokracji w Rosji, sugerując, że do krępowania swobód przyczynia się prezydent. Łużkow przytoczył w tym kontekście niedawną wypowiedź Miedwiediewa, że kto się z nim nie zgadza, może przejść do opozycji. Zdaniem byłego mera, przypomina to bolszewickie hasło "Kto nie z nami - ten przeciwko nam".
Łużkow oświadczył również, że mieszkańcy Moskwy nie zgadzają się z decyzją Kremla o jego dymisji.
Sekretarz prasowa prezydenta Rosji Timakowa oznajmiła w środę, że list Łużkowa nie miał wpływu na decyzję szefa państwa. "W chwili podpisywania dekretu o odwołaniu Jurija Łużkowa prezydent nie znał treści jego listu" - przekazała.
Z kolei dziennik "Kommiersant" poinformował, że Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej i MSW prowadzą postępowania wyjaśniające w sprawie domniemanych niezgodnych z prawem działań byłego mera i jego małżonki, co może doprowadzić do wszczęcia dochodzeń. Gazeta powołuje się na źródła w obu instytucjach.
Zdaniem "Kommiersanta", największe zainteresowanie wśród sprawdzających wywołuje historia z odsprzedaniem w 2009 roku, w szczytowym momencie kryzysu finansowego, przez Inteko zarządowi Moskwy i powiązanym z nim bankom 58 hektarów ziemi w zachodniej części stolicy za 13 mld rubli (ok. 420 mln dolarów). Dzięki tym środkom koncern Baturinej spłacił długi wobec wierzycieli. Mimo sprzedaży działki, zachował prawo jej zabudowania.
Powołując się na źródła zbliżone do Kremla i Białego Domu (siedziby rządu), dziennik podał również, że kampania medialna przeciwko Łużkowowi będzie kontynuowana, ponieważ były mer wyrwał się spod kontroli i gotów jest kontynuować konfrontację polityczną.
Od kilku tygodni działalność Łużkowa była ostro krytykowana przez państwowe media. Opowiadały one m.in. o interesach Baturinej w Moskwie, 80-hektarowej luksusowej rezydencji mera na elitarnej Rublowce, bliskich współpracownikach Łużkowa oskarżonych o korupcję. Wspominały także o wytyczeniu autostrady Moskwa-Petersburg przez Las Chimkiński, gdyż alternatywna trasa przez dzielnicę Mołżaninowo miałaby zaszkodzić interesom Inteko, który nabył tam ziemie pod budownictwo.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.