Premier Donald Tusk uważa, że ewentualna zmiana Traktatu Lizbońskiego nie może być korzystna tylko dla kilku państw Unii Europejskiej, bo wtedy nie zostanie wprowadzona w życie. Jak dodał, taka zmiana musi być "jednoznacznie pozytywna" dla całej Wspólnoty.
Szefowie rządów Polski i Czech Donald Tusk i Peter Neczas pytani byli w czwartek na konferencji prasowej w Warszawie o zmianę Traktatu z Lizbony.
"Ewentualna zmiana - podkreślam słowo ewentualna zmiana w Traktacie Lizbońskim - musi być uzasadniona tak na 100 proc. Nie może być zmianą, która służy jednemu, dwóm, czy pięciu państwom Unii Europejskiej, bo wtedy, najzwyczajniej w świecie, nie zyska akceptacji i nie zostanie wprowadzona w życie" - podkreślił Tusk.
Jak mówił, zmiana w traktacie musi być "jednoznacznie pozytywna z punktu widzenia całej Unii Europejskiej".
Zdaniem premiera, każda zmiana w traktacie musi być również niezwykle przemyślana i dobrze uargumentowana, ponieważ trzeba będzie umieć do niej przekonać parlamenty, oraz instytucje życia publicznego w krajach członkowskich.
Tusk zwrócił uwagę, że dyskusja na temat zmian dopiero się rozpoczyna i jej finału nikt nie zna. "Dzisiaj pewnie ani premier Czech, ani ja nie powiedzielibyśmy, że zmiana Traktatu jest pewna, gwarantowana" - zaznaczył.
Z kolei Peter Neczas zwrócił uwagę, że jeśli zmiana traktatu będzie oznaczała przesunięcie kompetencji z poziomu krajowego na europejski, to w Czechach będzie to oznaczało konieczność ogłoszenia referendum. Dodał, że będzie to musiało być także poprzedzone przyjęciem specjalnej ustawy konstytucyjnej.
Witało ich jako wyzwolicieli ok. 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów.
Trump powiedział w sobotę, że "powinniśmy po prostu oczyścić" palestyńską enklawę.