80-letni mężczyzna zginął w nocy z soboty na niedzielę w pożarze w Dąbrowie Górniczej (Śląskie). W jego mieszkaniu doszło do eksplozji kilku butli z gazem. Ewakuowani lokatorzy sąsiednich mieszkań spędzili noc poza domem. Rano nadzór budowlany ocenił, że mogą tam wrócić.
"Część mieszkań uległo zalaniu podczas akcji gaśniczej, jednak ich konstrukcja nie została w żaden sposób naruszona. Wymiany wymaga jedynie fragment ściany nośnej na wysokości spalonego mieszkania, ale nie wpływa to na bezpieczeństwo pozostałych lokali" - powiedział PAP powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Dąbrowie Górniczej, Zdzisław Wójcik.
Oględziny wykazały, że część zewnętrznej ściany mieszkania, gdzie doszło do wybuchów, została - prawdopodobnie siłą eksplozji - odepchnięta o ok. 3 cm od pierwotnego położenia. Może to świadczyć o sile wybuchów. Uszkodzenie dotyczy jednak tylko fragmentu ściany. Konstrukcja dachu pozostała nienaruszona.
"Lokatorzy mogą wrócić do swoich mieszkań, rozpocząć ich przewietrzanie i osuszanie" - powiedział inspektor. W poniedziałek określony zostanie dokładny zakres remontu, jaki trzeba przeprowadzić w dotkniętym pożarem budynku.
Jak mówią strażacy, niewiele brakowało, by skutki pożaru i wybuchów były poważniejsze. W spalonych pomieszczeniach ratownicy znaleźli pięć kolejnych butli gazowych, które również groziły wybuchem.
"Były to butle różnej wielkości - od turystycznych, 2-kilogramowych, po 11-kilogramową. Wszystkie były bardzo rozgrzane, istniało ryzyko kolejnych wybuchów" - relacjonował oficer dyżurny wojewódzkiego stanowiska kierowania śląskiej straży pożarnej.
Pożar wybuchł przed pierwszą w nocy na ostatnim piętrze trzypiętrowego budynku przy ul. Norwida. Świadkowie usłyszeli odgłosy kilku - prawdopodobnie czterech - następujących po sobie eksplozji. Były tak silne, że z niektórych okien w budynku wypadły szyby.
Biegli ocenią, czy to wybuchy butli zainicjowały pożar, czy też ogień pojawił się już wcześniej, wywołując kolejne eksplozje.
Wezwani na miejsce strażacy ugasili pożar w godzinę. Do płonącego mieszkania musieli wejść przez okna, po drabinach, bo wewnątrz zawaliły się ścianki działowe, blokując stalowe drzwi. W mieszkaniu strażacy znaleźli spalone zwłoki właściciela - Jana S. Mężczyzna był wdowcem, mieszkał samotnie. Wstępne ustalenia wskazują, że mógł używać gazu z butli do ogrzewania mieszkania.
W akcji uczestniczyło 11 zastępów strażackich, w sumie 26 ratowników. Z budynku oraz dwóch sąsiednich klatek ewakuowano wszystkich mieszkańców. Cała akcja, wraz z zabezpieczaniem spalonego mieszkania, trwała cztery godziny. Po tym czasie lokatorzy z sąsiednich klatek mogli wrócić do domu. Decyzja, że do mieszkań mogą wrócić również pozostali lokatorzy, z 10 lokali, zapadła rano, gdy budynek dokładnie obejrzał inspektor nadzoru budowlanego.
Jak powiedział PAP rzecznik dąbrowskiego magistratu, Marcin Bazylak, samorząd już w nocy otoczył ewakuowanych mieszkańców pomocą. Przygotowano dla nich miejsca w pobliskim gimnazjum - skorzystały z nich trzy osoby. Pozostali lokatorzy spędzili noc u rodziny lub znajomych.
Na kolejne noce samorząd przygotował dla potrzebujących miejsca noclegowe oraz posiłki w domu pomocy społecznej. Mogą one być potrzebne, bo uporządkowanie i osuszenie zalanych podczas akcji gaśniczej mieszkań może potrwać kilka dni. Decyzje, czy skorzystać z oferowanych przez miasto noclegów, należą do samych mieszkańców.
Według strażaków, straty spowodowane pożarem wyniosły ok. 250 tys. zł.
"Nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu"
Tylko czerwcu i lipcu strażacy z tego powodu interweniowali ponad 800 razy.