Można się nie bać modernizacji w stylu zachodnim, gdyż nie jest to istotne zagrożenie ani religijności, ani też kultury narodowej – mówi KAI prezydent Bronisław Komorowski. Jego zdaniem największym zagrożeniem dla Kościoła nie jest radykalizm lewicy, lecz „ci, którzy chcą się przedstawiać – nieprawdziwie – jako twarz Kościoła, instrumentalnie wykorzystując symbole religijne”.
KAI: Krzyż z Krakowskiego Przedmieścia został przeniesiony do kaplicy prezydenckiej, a niebawem do kościoła św. Anny. Jednak problem upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej jest wciąż żywy i generuje niebezpieczne napięcia. W jaki sposób – będąc prezydentem wszystkich Polaków zamierza rozwiązać Pan sprawę upamiętnienia ofiar? Biskupi zachęcali wszystkie strony do powołania rodzaju komitetu, który usiadłby do rozmów i wspólnie ustalił coś konkretnego w tej mierze. Na razie nie słychać o podjęciu tej sugestii.
– Jeśli ktoś sądzi, że powołanie komitetu jest sposobem na zlikwidowanie zarzewia konfliktu i awantury, to się z nim po prostu nie zgadzam. Widzę inną drogę. Oczywiście rolą prezydenta jest przynajmniej podjęcie próby wygaszania tej napiętej sytuacji oraz spuentowania oczekiwań społecznych co do form upamiętnienia. Ale to się dokonuje! Z tym, że nigdy nie może się dokonywać – i za mojej kadencji nigdy to nie nastąpi – poprzez szantaż i wymuszanie. Jeżeli ktoś miał taki pomysł, to się srogo pomylił.
Uważam, że to, co mam do zrobienia w tym zakresie nie powinno być elementem kalkulacji politycznej, lecz zwykłej przyzwoitości – nie tylko ludzkiej, ale i politycznej. Dlatego – nie wikłając w to kampanii wyborczej – podjąłem decyzję jako Marszałek Sejmu i de facto ówczesna głowa państwa – o upamiętnieniu w Sejmie wszystkich posłów, którzy zginęli pod Smoleńskiem. 20 października odsłonięto tę tablicę, w którą wkomponowany jest orzeł z miejsca katastrofy. Postanowienie w sprawie tej tablicy podpisałem tuż po zakończeniu kampanii, żeby nikt nie zarzucił mi wikłania do tego wyborów. A przecież pokazanie się w kampanii na takim tle było okazją wręcz cudowną! Przypomnę, że kilka tygodni temu w kaplicy pałacowej odsłonięto tablicę upamiętniającą osoby z Kancelarii Prezydenckiej, które pracowały z panem prezydentem Kaczyńskim, ale też panią Szymanek-Deresz, która była szefową Kancelarii za kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego. Nastąpiła pielgrzymka rodzin ofiar katastrofy do Smoleńska. W tej pięknej uroczystości uczestniczyły moja żona i żona prezydenta Rosji. A co było tu, pod pałacem? Wszyscy widzieli.
Sprawę upamiętnienia wszystkich ofiar zamierzam kontynuować i nie będę przy tym ulegał żadnym naciskom. Coraz wyraźniej widać, kto ma to szczególne prawo do decydowania o tym, jakie winny być formy upamiętnienia ofiar – to są ich rodziny. Pojechali wspólnie na miejsce katastrofy, choć mają różne polityczne sympatie i antypatie. Były tam i rodziny ofiar związanych z PiS. Oni wszyscy są moimi partnerami do konsultacji, ale decyzja (i odpowiedzialność polityczna) w tym zakresie będzie moja. I nikt mnie nie zmusi, żebym zrobił coś pod dyktando wymyślonego przez kogoś scenariusza politycznego.
KAI: A co Pan Prezydent sądzi o pomyśle pomnika wszystkich ofiar na jakimś placu w stolicy, o co słyszymy liczne apele. Czy tym ludziom – tak zasłużonym dla Ojczyzny, ale też reprezentującym różnorodne opcje – nie należy się wspólny pomnik w miejscu ogólnodostępnym?
– Radziłbym najpierw zastanowić się, czy chcą tego same rodziny. Czy rzeczywiście pragnęłyby one, żeby na jednym monumencie widniały obok siebie wszystkie nazwiska? To wcale nie jest takie proste i oczywiste. Tak samo jak niełatwe jest pytanie o to, kto jest winien katastrofy, a więc śmierci tych ludzi. Różne rodziny, tak samo dotknięte tym nieszczęściem, wskazują różnych winowajców.
Uważam więc, że należy zachować w tej kwestii ogromną wrażliwość i delikatność. Do mojej wyobraźni najbardziej przemawia sugestia siostry Małgorzaty Chmielewskiej, która mówiła o upamiętnieniu ofiar poprzez wzniesienie hospicjum, a więc poprzez dzieło, które ma służyć innym ludziom. Bardzo przykre jest to, że wiele dyskusji o pomniku jest w tej chwili próbą stworzenia konfliktu. Mój polityczny adwersarz potraktował krzyż jako substytut pomnika. Substytut! W dodatku, według słów posłanki tej samej formacji krzyż wylądował w magazynie – bo tak określiła pałacową kaplicę! To jest właśnie instrumentalizacja dramatu, żałoby narodowej i ja się w to nie wpiszę.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.