Można się nie bać modernizacji w stylu zachodnim, gdyż nie jest to istotne zagrożenie ani religijności, ani też kultury narodowej – mówi KAI prezydent Bronisław Komorowski. Jego zdaniem największym zagrożeniem dla Kościoła nie jest radykalizm lewicy, lecz „ci, którzy chcą się przedstawiać – nieprawdziwie – jako twarz Kościoła, instrumentalnie wykorzystując symbole religijne”.
KAI: Przed kilkunastoma dniami Pan Prezydent otrzymał list, sygnowany m. in. przez przewodniczącego Episkopatu, w którym czytamy, że eliminacja słabszych zarodków ludzkich na drodze metody in vitro jest formą „eugenizmu selektywnego, piętnowanego przez Jana Pawła II”. Czy w takiej sytuacji Pan jako katolik nie powinien stanąć na czele swego rodzaju krucjaty bądź ruchu, który powie: „Rozumiemy kompromis, rozumiemy różnorodność zapatrywań, ale opierając się na chrześcijańskim personalizmie zdecydowanie namawiamy do odrzucenia tego co jest w tym czy innym w projekcie”.
– Mój stosunek do wszelkiego rodzaju krucjat jest zdecydowanie negatywny. Krucjata to katastrofalny pomysł, jeśli chodzi o rolę prezydenta. Krucjata oznacza pójście z mieczem i z krzyżem na wojnę. O wszystkim możemy myśleć, ale nie o wojnie światopoglądowej w Polsce, bo byłby to dramat. Takie myślenie jest też największym zagrożeniem z punktu widzenia perspektyw Kościoła i religii w Polsce. Rolą prezydenta jest pomoc w szukaniu kompromisu. Tak ustrojowo ulokowany został urząd prezydenta. Tak też pojmuję swoją rolę.
Korzystając z okazji warto przypomnieć, że śp. prezydent Lech Kaczyński w kwestii in vitro miał bardzo nieortodoksyjne podejście, a jego żona w pełni popierała tę metodę. Przykład ten pokazuje – niezależnie od osoby sprawującej urząd prezydenta – jego miejsce w tym obszarze debaty publicznej. Lech Kaczyński rozumiał to podobnie jak ja. Prezydent winien być elementem sprzyjającym budowaniu kompromisu politycznego oraz szukania takiego rozwiązania, który nie będzie wywoływać kolizji na linii państwo-Kościół. Także jeśli chodzi o relacje parlamentarzyści – biskupi.
Ponadto nie możemy zapominać o obowiązujących w Polsce rozwiązaniach konkordatowych. Konkordat mówi o wzajemnym poszanowaniu autonomii Kocioła i państwa. Dotyczy to także relacji parlamentarzyści – biskupi. Trzeba pamiętać o specyfice polskiego doświadczenia - choć nie jest to zapisane wprost w konkordacie – mianowicie o rozdziale Kościoła i państwa, który w Polsce ukształtował się w formie „przyjaznego rozdziału”. Różni się skrajnie od „nieprzyjaznego rozdziału”, jakiego Kościół doświadczał w okresie totalitarnym.
KAI: Kampanię prezydencką prowadził Pan pod hasłem „Zgoda buduje!”. Minęły trzy miesiące prezydentury. W tym czasie scena polityczna uległa gwałtownej radykalizacji, nieporównywalnej z żadnym innym okresem 20 lat wolności. Jak zamierza Pan budować tę zgodę w obecnych warunkach?
– Przede wszystkim, my ludzie wiary nie powinniśmy tracić nadziei, więc ja cały czas mam nadzieję, że zgodę uda się zbudować, przynajmniej w niektórych obszarach. Rzeczywiście, jest dla mnie ogromnym i złym zaskoczeniem, że nie powiódł się zakładany przeze mnie plan polityczny budowania choćby minimalnych przyczółków dla tej zgody. Próbowałem wyznaczać obszary gdzie jest możliwe choćby minimum politycznego kompromisu. Myślałem, że może nim być polityka bezpieczeństwa i w takim duchu powołałem Radę Bezpieczeństwa Narodowego, do której – po raz pierwszy – powołani zostali także przedstawicieli opozycji. Zakładałem bowiem, że wszędzie można znaleźć fundament myślenia państwowego. Z przykrością stwierdzam, że to się nie udało, choć ten pomysł jest stały i w dalszym ciągu będzie realizowany. Tyle, że bez Jarosława Kaczyńskiego, skoro zadeklarował, że nie chce rozmawiać z prezydentem o bezpieczeństwie Polski. Niemniej liczę na otrzeźwienie w tej kwestii, bo to jest droga donikąd. Nie zamierzam zmieniać swojego podejścia, będę zapraszał opozycję do debat na różne tematy, do wspólnego myślenia i działania, i to nie tylko w obszarze bezpieczeństwa. Będą w tym uczestniczyć ci, którzy chcą. A tych, którzy nie chcą rozliczy historia i wyborcy.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.