Sprzeciwiam się twierdzeniu o podziałach w Episkopacie, tym bardziej o „podziałach gorszących” – mówi KAI sekretarz generalny Episkopatu, komentując list o. Ludwika Wiśniewskiego OP. „Jest owszem różnica zdań, dyskusja, nawet polemika. Ale to jest rzeczą normalną, naturalną, a nawet konieczną. Jest to zwyczajna droga dochodzenia do słuszności i prawdy” - wyjaśnia.
A czy Kościołowi nie jest potrzebny lider, który by wyrażał wspólne stanowisko? Jak można wyjaśnić przyjętą zasadę kolegialności?
- Dziwię się często powtarzanemu wołaniu o „przywódcę” Kościoła w Polsce. W czasach trudnej konfrontacji Kościoła z komunizmem był potrzebny taki przywódca i wyrósł nam w osobie kard. Stefana Wyszyńskiego. Wówczas pełnił on praktycznie rolę nuncjusza, skupiał w sobie funkcje prymasa, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski oraz metropolity warszawskiego i gnieźnieńskiego. W czasach normalnych – jakie teraz mamy – koncepcja działania Kościoła jest inna.
Przypomnijmy, że w Kościele są trzy stopnie odpowiedzialności terytorialnej: proboszcz jest odpowiedzialny za parafię, biskup za diecezję, a papież za cały Kościół. Kościół powszechny wcale nie dąży do tego, aby poszczególne Kościoły narodowe miały swoich przywódców. Istotną rolę odgrywają Kościoły lokalne, diecezje wraz ze swymi pasterzami pozostającymi w łączności z Następcą św. Piotra. Mówiąc językiem administracji można powiedzieć, że w wymiarze krajowym struktur kościelnych mamy do czynienia z decentralizacją i autonomią.
Taka sytuacja może utrudniać podejmowanie i realizowanie inicjatyw w skali całego kraju, bo wymagają one szerokiego konsensusu. Ale z drugiej strony struktura ta chroni Kościół w danym kraju przed niebezpieczeństwem popełnienia błędów na wielką skalę w ramach przesadnej centralizacji.
Ale z tego powodu każdy biskup wypowiada się odmiennie na tematy społeczne czy polityczne, a wierni czują się zagubieni...
- Nie rozumiem tego typu zarzutów. Tym bardziej, że często słychać je ze strony środowisk, które cenią sobie pluralizm, różnicę stanowisk i głoszą tolerancję. Natomiast od Kościoła zamiast „symfonii” oczekuje się „monotonii”, domaga się, aby wszyscy na każdy temat mówili jednym głosem. Przecież nawet w wymiarze religijnym istnieją różne drogi prowadzące do wiary w Boga. A co dopiero w kwestiach społecznych czy politycznych!
Czeka nas nowy rok pracy duszpasterskiej. Na jakie zatem sprawy Kościół w Polsce winien zwrócić szczególną uwagę?
- Drogą Kościoła jest człowiek. Zadaniem Kościoła jest więc troska o człowieka, o jego dobro duchowe, ale także materialne i społeczne, o jego życie i godność, o jego wiarę i miłość. Poczynając od ludzi młodych, którzy są przyszłością Kościoła i Ojczyzny, poprzez rodziny, przekazujące wiarę i miłość, po ludzi starszych, samotnych i cierpiących. W Polsce potrzebujemy większej aktywności ludzi świeckich, aby ich głos był bardziej słyszany – w Kościele, za który powinni się czuć odpowiedzialni, oraz w przestrzeni publicznej. Kościół powinien stać się domem dla wszystkich.
Wiąże się to z hasłem duszpasterskim Kościoła w Polsce na najbliższe lata. Mamy czynić Kościół „domem i szkołą komunii”. Mówiąc o komunii mamy na myśli wspólnotę, która nie bazuje na wspólnych interesach czy programie politycznym, ale jest ugruntowana w osobistej relacji każdego człowieka z Bogiem. Mamy budować komunię z Bogiem, z której rodzi się komunia między ludźmi.
Chcemy uczynić Kościół domem, gdzie wszyscy mają prawo głosu, gdyż przed Bogiem są równi, mając różne charyzmaty i różne powołania. Z drugiej strony winniśmy czynić Kościół szkołą, która uczy komunii – wspólnoty opartej na miłości – nie tylko swoich wyznawców, ale także innych, stojących poza Kościołem. Chodzi tu o Kościół jako „znak”, mający zadania wobec świata, wobec ludzkości.
Jak to realizować?
- W teologii mówi się o dwóch metodach, o dwóch drogach, które mogą mieć swoje odzwierciedlenie w duszpasterstwie. Pierwsza to droga oddolna, która wychodzi od konkretnych ludzkich problemów, pytań i szuka na nie odpowiedzi w świetle Ewangelii. Druga droga ma charakter odgórny. Wychodzi od Słowa Bożego, które należy głosić „w porę i nie w porę”, niezależnie od współczesnych trendów.
Każda z tych dróg ma swe zalety i niebezpieczeństwa. W pierwszej istnieje możliwość pewnego „naciągania” Ewangelii do naszych upodobań i gustów, natomiast druga grozi tym, że nasze słowo nie dotrze do człowieka, nie poruszy jego serca i nie przemieni jego postawy. Dlatego powinniśmy być otwarci na radości i nadzieje, smutki i problemy dzisiejszego człowieka, a z drugiej strony zachować całkowitą wierność Bożemu słowu. Ono powinno stanowić krytyczną instancję, której osądowi się poddajemy, zgodnie z którą winniśmy kształtować nasze postawy. Mamy czynić słowo Boże „lampą dla naszych kroków i światłem na naszej ścieżce” (por. Ps 119,105).
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.