Edmund Klich poinformował w środę, że strona rosyjska do tej pory nie przekazała zapisów z radarów wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj. W jego ocenie zapis ten pozwoliłby precyzyjnie określić sposób działania kontroli lotów 10 kwietnia ub.r., gdy rozbił się polski TU-154.
"Tych zapisów nie ma" - powiedział w TVN24 Klich, który jest akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, wyjaśniającym przyczyny katastrofy po stronie rosyjskiej. Podkreślił, że wnioskował o przekazanie samych taśm, aby móc odczytać je w laboratoriach. "Nie dostaliśmy odpowiedzi na ten temat" - podkreślił.
Pytany, czy Rosjanie chcą w ten sposób coś ukryć, powiedział: "Nie chcę takich wniosków wyciągać. Fakty są takie, że danych tych nie otrzymaliśmy". Podkreślił, że dzięki zapisowi z radarów można by "bardzo precyzyjnie określić sposób działania kontroli lotów".
W ocenie Klicha, gdyby na pokładzie TU-154 znajdował się rosyjski nawigator, to "byłby na tyle świadomy zagrożenia, że nie dałby się zabić, już nie mówiąc o tym, że nie dopuściłby do tej katastrofy". Według Klicha to Polska zrezygnowała z nawigatora. Na pytanie, czy wniosek w tej sprawie wyszedł z 36. Pułku Lotnictwa Transportowego (zapewnia on przeloty osób pełniących najwyższe funkcje w państwie - PAP), powiedział: "Tak wyszedł, z zawiadomieniem, że załoga zna język rosyjski" - powiedział.
Klich podkreślił, że w lotnictwie cywilnym znajomość języka obcego załogi jest certyfikowana, natomiast w wojskowym nie. "Tutaj mówi się, że znał Protasiuk (chodzi o kapitana tego lotu Arkadiusza Protasiuka - PAP) język rosyjski, ale na jakim poziomie? Nie słyszałem o żadnym dokumencie, o żadnym egzaminie, określonym poziomie znajomości" - mówił Klich. Dodał, że certyfikatu poświadczającego znajomość języka rosyjskiego przez członków załogi strona polska nie przekazała także po katastrofie samolotu prezydenckiego.
Odnosząc się do zarzutu Klicha dot. rosyjskiego nawigatora, rzecznik MON Janusz Sejmej powiedział PAP, że od ok. 2009 r. Rosjanie nie przysyłali nawigatorów lotu, mimo wnioskowania strony polskiej. Poinformował, że także w przypadku lotu TU-154M z 10 kwietnia taki wniosek został wysłany do Rosjan. Został on zawarty w piśmie określającym zasady i szczegóły lotu. "Gdybyśmy z obecności rosyjskiego nawigatora nie zrezygnowali, do wizyty by po prostu nie doszło" - wyjaśnił Sejmej.
Wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder mówił w czerwcu, że 18 kwietnia 36. pułk zwrócił się do polskiej ambasady wyrażając zapotrzebowanie na udział rosyjskiego nawigatora w locie do Smoleńska. 24 marca - jak mówił - ta prośba została przekazana stronie rosyjskiej, zaś 31 marca szefowie służby ruchu lotniczego z polskiej strony w oficjalnym piśmie wycofali się z tej prośby. Szef MSZ Radosław Sikorski mówił wtedy, że strona polska zrezygnowała z rosyjskiego nawigatora na lot do Smoleńska, gdyż strona rosyjska "nie chciała czy nie mogła" go udostępnić.
Wg TVN24, prokuratura rozważa postawienie zarzutów dwóm osobom, odpowiedzialnym za organizację lotu z 10 kwietnia.
W wywiadzie dla Wirtualnej Polski Klich mówił o innych kwestiach dotyczących feralnego lotu. Krytycznie ocenił zachowanie przełożonego pilotów gen. Andrzeja Błasika. "Jedyne, co mogę powiedzieć, to że generał Błasik nie powinien znaleźć się w kabinie, a jeśli już, to powinien zrobić to po to, by na odpowiedniej wysokości zareagować, nakazać przerwanie podejścia" - powiedział Klich i dodał: "brak reakcji był krytyczny; latał przecież Jakiem-40, umiał czytać z przyrządów i powinien zdawać sobie sprawę, że zostały przekroczone wszelkie zasady bezpieczeństwa".
Według niego, przy dotychczas znanych odczytach rozmów w kabinie, trudno będzie udokumentować i ustalić, skąd wyszły ewentualne naciski na pilotów. Dlatego - jak powiedział Klich - ważne byłoby ujawnienie rozmowy między Lechem a Jarosławem Kaczyńskimi i "dowiedzieć się, czy rozmowa dotyczyła rzeczywiście jedynie stanu zdrowia matki".
Klich uważa, że kapitan maszyny "był pod presją wykonania zadania i ten cel przyćmił mu racjonalną ocenę ryzyka". "Determinacji zabrakło też drugiemu pilotowi, który nie zrobił nic, by przejąć nawet siłowo stery. Brak zdecydowania wynikał moim zdaniem z braku odpowiednich szkoleń" - dodaje.
Pułkownik dziwi się, że piloci Jaka-40, który lądował w Smoleńsku wcześniej, nie powiadomili Warszawy, że pogoda jest "do kitu". "Powinni alarmować, podzielić się informacjami z kolegami, którzy wieźli przecież prezydenta. To jest już jednak kwestia odpowiedzialności i tego, dlaczego dbali o własny interes. Mówiąc krótko, piloci Jaka nie są dla mnie wiarygodni" - ocenił.
Na pytanie, czy piloci Jaka mogli zawieść, Klich odpowiedział, że ma "pewne informacje na ten temat", ale nie może zdradzać szczegółów. "Mogę jedynie przypuszczać, czy dostatecznie informowali o wszystkim załogę tupolewa, czy nie. Wszystko jest do sprawdzenia w billingach" - wyjaśnił.
Pytany, czy są jeszcze rzeczy, których nie może ujawnić, a które mogą zmienić obraz przyczyn katastrofy, Klich odpowiedział: "Są rzeczy, które są ważne, zaskakujące, a nawet przełomowe. Przyjdzie czas, że ujrzą światło dzienne. Poczekajmy na raport końcowy".
Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk za kilka dni zdecyduje, czy płk Edmund Klich pozostanie na stanowisku przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Klich jest szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych od 2006 roku; jego kadencja kończy się w połowie stycznia. Członków komisji powołuje minister infrastruktury. Grabarczyk pytany we wtorek o tę sprawę powiedział, że "raczej nie dostrzega przeciwwskazań", by ponownie powołać Klicha na szefa komisji.
"Każda decyzja mnie zadowoli. Nie mam aż tak wielkich ambicji, by nie pogodzić się z jakimkolwiek postanowieniem. Jeśli nie zostanę wybrany na drugą kadencję, nie będę płakał. Jeśli jednak zostanę, to ucieszę się, inaczej byłby to jednak policzek" - powiedział Klich.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.