Wszystko wskazuje na to, że szef MON Bogdan Klich przynajmniej na razie nie straci stanowiska. PSL nie poprze w piątek w Sejmie wniosku PiS o jego odwołanie. Ludowcy oczekują jednak, że premier po publikacji polskiego raportu dot. katastrofy smoleńskiej wyciągnie wnioski personalne.
Sejm w piątek będzie głosował nad wotum nieufności dla ministra Klicha. W środę sprawą zajęła się sejmowa komisja obrony, a na czwartek zapowiedziana jest debata plenarna. Kluby PiS, SLD i PJN chcą odwołania ministra, PO jest przeciw. Los szefa MON zależy od PSL; niektórzy ludowcy mają dylemat, jak zagłosować.
"PSL zagłosuje tak, jak powinno, nie będzie tutaj jakiegoś kuglowania. Za dwa tygodnie będzie raport pana ministra Jerzego Millera i wtedy będziemy oczekiwali od pana premiera wyciągnięcia wniosków" - powiedział dziennikarzom w czwartek w Sejmie szef klubu PSL Stanisław Żelichowski.
Chodzi o raport, nad którym pracuje polska komisja badania wypadków lotniczych kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera. Mają się w nim znaleźć m.in. wnioski strony rządowej dotyczące katastrofy smoleńskiej.
Żelichowski przekonywał, że odwoływanie Klicha i "robienie rozróby" nie ma sensu na dwa tygodnie przed publikacją tego dokumentu. "Oczekuję rzetelnego raportu od pana ministra Millera, a od pana premiera oczekuję, że na bazie raportu będą wyciągnięte konsekwencje polityczne i personalne. Taka katastrofa nie może nie pociągać za sobą żadnych konsekwencji" - ocenił poseł.
Podczas piątkowego głosowania nad wotum nieufności wobec Klicha w Stronnictwie nie będzie dyscypliny. Większość z posłów PSL, z którymi rozmawiała PAP zapowiada, że będzie jednak bronić ministra. Jeden z ludowców argumentował, że jego los i tak jest już przesądzony, dlatego nie warto popierać wniosku PiS.
Politycy Stronnictwa będą jeszcze rozmawiać o tej sprawie na piątkowym posiedzeniu klubu parlamentarnego. "Jest kilka tematów, które musimy przedyskutować, bo są one kontrowersyjne i dość trudne do rozstrzygnięcia tak jednoznacznie" - powiedział PAP Eugeniusz Kłopotek.
Poseł sugeruje, że może poprzeć wniosek PiS, bo "lojalność koalicyjna powinna mieć swoje granice". "Tym bardziej że słyszymy również pogłoski, że za chwilę i tak pan minister, tylko w innym, bardziej sprzyjającym momencie ma złożyć dymisję" - podkreślił Kłopotek. Jego zdaniem atmosfera wokół Klicha się tak zagęściła, że gdyby złożył honorową dymisję, to ulżyłby premierowi, całej PO, a przy okazji PSL.
Również wicemarszałek Sejmu Ewa Kierzkowska nie ma zamiaru bronić ministra obrony. Jak powiedziała PAP, wolałaby, aby premier podjął odpowiednią "męską i honorową decyzję". "Do tej pory nie miał wątpliwości, kiedy trzeba było odwoływać ministrów" - zaznaczyła. Posłanka nie wykluczyła jednak, że jeśli PSL zdecyduje, że należy odrzucić wniosek o wotum nieufności, ona sama wstrzyma się od głosu.
Żelichowski jest jednak przekonany, że jego klub będzie bronił szefa MON. "Wierzę w mądrość klubu; ten klub mnie nigdy nie zawiódł" - przekonywał. Jak argumentował, jeżeli PSL w tej chwili pierwsze rzuci kamieniem, wskaże winnego, to niezależnie od tego, co będzie wynikało z raportu Millera, wynik głosowania będzie żył w świadomości publicznej.
W podobnym tonie wypowiada się poseł Janusz Piechociński. "Poczekajmy na raport, ale już dziś widzimy obszary, gdzie można mówić o bardzo konkretnych zaniedbaniach, brakach, bo przecież pisały o tym media" - powiedział PAP polityk.
Jego zdaniem, gdy przedstawione zostanie podsumowanie dot. katastrofy smoleńskiej, przygotowane przez komisję Millera, nie będzie możliwe chowanie się "za płaszczykiem poprawności koalicyjnych, partyjnych więzi i przyjaźni" przed odpowiedzialnością za katastrofą w wymiarze politycznym, ale i ludzkim.
Wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec Klicha złożył 18 stycznia klub PiS. Politycy PiS twierdzą, że szef MON jest politycznie współodpowiedzialny za katastrofę smoleńską i za zły stan polskich sił zbrojnych.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.