Reklama

Po co sakrament?

W takich sytuacjach mam ochotę zadać pytanie: po co ten sakrament? By nie odróżniać się od innych? By nie podpaść otoczeniu?

Reklama

Media znów piszą o wyrokach sądów kościelnych uznających małżeństwo za nieważne od samego początku. Tym razem powstał dodatkowy powód. „Już nie będzie tak łatwo” – czytam wielki tytuł na pierwszej stronie. I w pierwszym zdaniu: „Dziecko w drodze, rodzice naciskają na szybki ślub, wstyd przed znajomymi – czy to wystarczy, by stanąć przed ołtarzem […] Nie!”

W takich sytuacjach mam ochotę zadać pytanie: po co ten sakrament? By nie odróżniać się od innych? By nie podpaść otoczeniu? Bo dziecko musi mieć ojca i matkę (nieważne, jakich, ale poślubionych)? Bo co powiedzą rodzice, dalsza rodzina, sąsiedzi (znajomi to już dziś chyba mniejszy problem)?

Po co tak naprawdę zawierać sakrament małżeństwa? Dla pięknej oprawy, wymarzonego rytuału, za którym się nic lub niewiele kryje?

Bardzo brakuje mi w Kościele katechezy na temat tego, czym jest małżeństwo. Bardzo brakuje mi ciągłego podkreślenia, że jest to związek zawierany przez mężczyznę i kobietę ze względu na siebie nawzajem. Męża czy żony nie wybiera się dlatego, że przydarzyła się wpadka i dziecko jest w drodze. Męża czy żony nie wybiera się dlatego, że będzie ojcem lub matką mojego dziecka.

Owszem, jest kwestia odpowiedzialności za własne wybory i drugiego człowieka. Nie można jej pominąć. Ciągle jednak trzeba sobie zadać pytanie: czy ja chcę i potrafię żyć z tym konkretnym człowiekiem do końca życia? Czy jeśli by tego dziecka nie było, taką decyzję bym podjął?

Jeśli zdarza się słyszeć wypowiedzi, że skoro już jest dziecko to rodzice powinni się poświęcić i nieść ten krzyż (chodzi o krzyż bycia ze sobą w małżeństwie!), choć tak naprawdę nic ich nie łączy poza potomkiem i pretensjami, że jedno drugiemu zmarnowało życie, to coś w wychowaniu do małżeństwa jest postawione na głowie.

Jeśli decyzja o ślubie miałaby być podjęta wyłącznie ze względu na dziecko, opinię rodziców lub to, co powiedzą sąsiedzi, małżeństwo może być zawarte nieważnie. A przecież to przyszli małżonkowie „są przede wszystkim zainteresowani i zobowiązani w sumieniu, by zawrzeć ważne małżeństwo” – mówił Benedykt XVI.

Owszem, dziecko potrzebuje obojga rodziców w domu i będzie ponosić konsekwencje takiego a nie innego mojego wyboru. Jego życie może być trudniejsze i naznaczone brakiem kogoś, kto powinien w nim być obecny. To boli, nikt nie chce unieszczęśliwić własnego dziecka. Niestety, decyzja brzemienna w te konsekwencje zapadła sporo wcześniej. W momencie podjęcia współżycia. Teraz można tylko spróbować je zminimalizować.

Powtarzanie prawdy o małżeństwie jest znacznie ważniejsze, niż reagowanie na absurdalne instrukcje, jak kościelnie „unieważnić” małżeństwo. Instrukcja może być zresztą zabawna. W dzisiejszym „Dzienniku Zachodnim” pojawiły się w niej takie powody „unieważnienia” jak zaginięcie małżonka czy popełnienie ciężkiego grzechu kościelnego. Abstrahując od samego „unieważnienia” (mówimy nie o unieważnieniu, a o uznaniu małżeństwa za nieważne od samego początku): w żaden sposób nie jestem w stanie zgadnąć, co to jest „grzech kościelny” i dlaczego miałby mieć wpływ na ważność małżeństwa. Nie wiem także, jakim cudem miałoby na ważność małżeństwa wpłynąć zaginięcie małżonka. Przecież chyba nie zaginął przed ślubem?

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
0°C Środa
rano
3°C Środa
dzień
3°C Środa
wieczór
0°C Czwartek
noc
wiecej »