Widać skalę zaangażowania Ukraińców, by bronić swej ojczyzny, bronić swej wolności, swoich bliskich - relacjonuje z Kijowa o. Jakub Gonciarz, dominikanin, z Instytutu św. Tomasza z Akwinu.
Na Ukrainie jest sześć klasztorów dominikańskich, należących do wikariatu Ukraina, oraz siódmy, na okupywanym Krymie, przypisany do prowincji polskiej. Sytuacją ostatnich dni w Kijowie dzieli się o. Jakub Gonciarz OP:
Wydaje się, że emocjonalnie najtrudniejsze były pierwsze dwa dni. Dla wielu ludzi szokiem było że Rosjanie zaczęli strzelać, że wojska wkroczyły w granice Ukrainy. Bo mówiło się o czymś takim nie po raz pierwszy, i ludzie przyzwyczaili się do "takiego mówienia". Tym bardziej, że wojna trwa już od 8 lat. I myślę, że większości zdawało się, że to się znowu skończy na słowach i pogróżkach. A gdy słowa przeszły w czyny to był szok.
Jest postawa niepokoju, co dalej? To były takie najtrudniejsze doświadczenia, 24, 25 luty. Nie wiadomo było, czy na każde wycie syren trzeba zbiegać do schronu, czy to oznacza, że zaraz całe miasto zostanie zbombardowane? Czy nasze życie jest zagrożone?
Przeszło sześć dni, ludzie jakby się przyzwyczaili. Taka forma psychicznej ochrony przed sytuacją...
My mieszkamy bliżej centrum, w naszej okolicy jak na razie było spokojnie. Na Kijów wydaje się, że spadały pojedyncze rakiety, jak do tej pory. Natomiast gorąco jest na opłotkach Kijowa i w miejscowościach otaczających Kijów.
Z poruszaniem się jest różnie. Od soboty wieczora do poniedziałku były 39 godzin "godziny policyjnej". Zakaz poruszania, jedyny wyjątek to przedostać się do najbliższych schronów. Obecnie poruszanie się po Kijowie jest mocno utrudnione, nie działa transport, jest komunikacyjne paraliż, kłopot ze zdobyciem paliwa.
Żywność jeszcze wczoraj można było kupić, są też informacje, że powstają punkty w dzielnicach, gdzie można otrzymać będzie żywność długoterminową
Obecnie kilkanaście osób przyjęliśmy do naszego klasztoru, to osoby starsze i młodsze, ci młodsi próbują się angażować w działalność wolontariacką, która się rozkręca w Kijowie.
Poruszanie się po mieście jest trudne, są check pointy. kilkakrotne zatrzymana, sprawdzanie...
W naszej okolicy nie widać na razie strat, uszkodzeń pożarów, lejów po bombach... Dzisiaj po raz pierwszy, niedaleko nas, spadły dwie rakiety. Celem była wieża telewizyjna.
Wydaje się, że wojna toczy się na kilku poziomach, jednym z nich ten informacyjny. W mediach to co mocne emocjonalnie, można mieć wrażenie że wszędzie są czołgi, konwoje... Dzięki Bogu tak nie jest. Są linie frontu, są miejsca, gdzie ludzie są odcięci od dostaw, żywności i prądu.
Ważne, aby nie poddać się panice, lękowi i nie dać się zastraszyć przeciwnikowi...
Wiadomo, że wojna wiąże się ze złem. Że realni ludzie są zabijani, wielu cierpi i traci co dla nich cenne: domy, możliwość, pracy, uczenia...
Ale widać też, że trudne warunki zewnętrzne wydobyły z ludzi niezwykłą ilość dobra. I takiej gotowości pomocy wzajemnej. To widać w wielu sytuacjach. W poniedziałek rano większe kolejki było do punktów poborowych niż za chlebem.
To pokazuje skalę zaangażowania Ukraińców, by bronić swej ojczyzny, bronić swej wolności, swoich bliskich.
Takiego dobra jest bardzo wiele, wydaje się go więcej niż całego bólu i cierpienia. I nastroje są pozytywne. Jest w ludziach ufność, przekonanie, że dzięki Bożej pomocy, ofiarności ludzi i pomocy z zagranicy to wszystko się jednak zakończy dobrze...
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.