Do prokuratury wojskowej wpłynęło w piątek zawiadomienie dowódcy Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez załogę Jaka-40 przy lądowaniu w Smoleńsku 10 kwietnia ubiegłego roku - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa.
"W uzasadnieniu zawiadamiający wskazał, iż w toku badania incydentu lotniczego - lądowania samolotu Jak-40 na lotnisku 'Siewiernyj' w Smoleńsku, ustalono, iż załoga wykonała lądowanie w warunkach atmosferycznych poniżej minimalnych, do których była wyszkolona, czym mogła naruszyć przepisy wykonywania lotów" - poinformował rzecznik prasowy NPW prok. Zbigniew Rzepa.
Prokurator dodał, że zawiadomienie "zostanie poddane analizie przez prokuratorów wojskowych, po czym zapadną stosowne decyzje procesowe".
Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie wylądował w Smoleńsku na kilkadziesiąt minut przed katastrofą polskiego Tu-154M. W chwili lądowania warunki na lotnisku były już bardzo trudne. Stenogramy rozmów świadczą, że kontrolerzy nie widzieli samolotu i zamierzali go skierować na drugi krąg.
Sztab Generalny WP poinformował w piątek PAP, że odrzucone zostało odwołanie od ustaleń komisji Sił Powietrznych, złożone przez załogę Jaka-40. Komisja Sił Powietrznych, która badała lądowanie Jaka-40 na smoleńskim lotnisku, uznała pod koniec stycznia, że piloci naruszyli regulamin lotniczy, schodząc poniżej minimalnej wysokości określonej dla tego lotniska. Załoga samolotu odwołała się od tej decyzji do komisji przy Inspektoracie ds. Bezpieczeństwa Lotów Sztabu Generalnego.
Rzecznik Sztabu Generalnego płk Andrzej Wiatrowski wyjaśnił, że zawiadomienie do prokuratury złożone w piątek przez dowódcę Sił Powietrznych należy traktować jako konsekwencję wcześniejszego odrzucenia odwołania załogi Jaka-40.
NPW poinformowała także w piątek, że dotychczas prokuratura wojskowa dokonała już 25 wyłączeń wątków ze śledztwa smoleńskiego dotyczących "przecieków" i ujawnienia materiałów z tego postępowania. "To jedyne procesowe narzędzie, jakim dysponuje prokuratura wojskowa w świetle występujących tzw. +przecieków+, i z którego korzysta. Postępowania karne we wszystkich tych sprawach trwają" - zaznaczył Rzepa.
"W toku śledztwa czynimy bowiem wszelkie starania, by opinia publiczna otrzymała informacje rzetelne, sprawdzone i obiektywne" - zapewnił prokurator. Podkreślił jednocześnie, że "brak jest jakichkolwiek podstaw do pomawiania prokuratury wojskowej, zwłaszcza w odniesieniu do jej działania w przypadkach zaistnienia tzw. +przecieków+".
Zdecydowana większość spraw "przecieków" do mediów informacji ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jej rzeczniczka prok. Monika Lewandowska powiedziała PAP, że wszystkie te śledztwa toczą się "w sprawie", a nie przeciwko komukolwiek. Przesłuchiwani są świadkowie. Niektóre sprawy prokuratura połączyła, kierując się tzw. ekonomiką procesową.
Podstawą tych śledztw jest artykuł Kodeksu karnego, który za "rozpowszechnianie publiczne bez zezwolenia prokuratora wiadomości z postępowania przygotowawczego zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym" przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności albo do 2 lat więzienia.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.