Reklama

Wiesz, co jesz?

Trochę przypadkowo przetoczyła się ostatnio między innymi przez nasz portal dyskusja na temat troski o zwierzęta. Echo odpowiedziało w innych mediach. Wnioski: katolicy zwierząt dręczyć nie mogą – to raz. A dwa – jako chrześcijanie mamy nie tylko obowiązek troszczyć się o siebie nawzajem, ale także o środowisko, którego częścią jesteśmy.

Reklama

Kilkakrotnie szanowni Czytelnicy zwrócili mi uwagę, że tracę czas na pisanie o sprawach, na które zasadniczo nie mamy większego wpływu. Dzisiaj więc postanowiłem zająć się codziennością, od której nie uciekniemy.

Trochę przypadkowo przetoczyła się ostatnio między innymi przez nasz portal dyskusja na temat troski o zwierzęta. Echo odpowiedziało w innych mediach. Wnioski: katolicy zwierząt dręczyć nie mogą – to raz. A dwa – jako chrześcijanie mamy nie tylko obowiązek troszczyć się o siebie nawzajem, ale także o środowisko, którego częścią jesteśmy.

Święty Franciszek pokazał, jak być ekologiem – nie będąc jednocześnie lewakiem. Szkoda, że dziś tak często jedno bez drugiego nie występuje.

Ciekawie na sprawę spojrzała redakcja „Tygodnika Powszechnego”. Po prawdzie głos ten pojawił się wcześniej, niż wspomniana polemika. Niemniej jednak trafia w punkt. W 10 numerze na bieżący rok dziennikarze zauważyli, że w niektórych przypadkach troska o zwierzęta i środowisko radykalnie wiąże się z troską o bliźnich.

W rozmowie Michała Kuźmińskiego z restauratorką i autorką publikacji o tematyce kulinarnej Agnieszką Kręglicką pada pytanie, czy zastanawiamy się, jak są traktowane zwierzęta, które trafiają do naszej kuchni. Innymi słowy – czy w kuchni pamiętamy o etyce?

Odpowiedź raczej nie dostarcza powodów do optymizmu. Raczej nie zastanawiamy się, czy świnka, którą zjadamy była dobrze traktowana, czy też pochodzi z przemysłowej hodowli, gdzie faszeruje się ją antybiotykami, sterydami i karmi soją, żeby szybciej rosła.

Szczerze mówiąc, nie bardzo mnie to dziwi, bo zwyczajnie część Polaków nie bardzo może pozwolić sobie na takie kalkulacje w przypadku, kiedy ledwo wystarcza „do pierwszego”. A tymczasem wszystko drożeje. Z przerażeniem wszyscy obserwujemy, jak ceny cukru biją kolejne rekordy. Po mące ziemniaczanej (przynajmniej w mojej okolicy) słuch zaginął, a jeśli się pojawia, sprzedawcy chcą za nią jakichś astronomicznych (jak na mąkę) pieniędzy. A tak obiecywano, że wzrost stawek podatku VAT nie wpłynie na podwyżki cen żywności. To trochę naiwne, bo przecież nawet tak podstawowe produkty jak mąka czy cukier muszą być przynajmniej dostarczone od producenta do sprzedawcy. Jak podniesiemy VAT na usługi transportowe, to przecież przedsiębiorca nie zapłaci za tę podwyżkę z własnej kieszeni, tylko podniesie koszty. I tak w efekcie zapłaci konsument. Teraz płacimy za szalone wzrosty cen paliwa, zeszłoroczną powódź i jeszcze pewnie parę innych rzeczy, z których niespecjalnie zdajemy sobie sprawę.

Jak w tym wszystkim jeszcze zastanawiać się nad losem kurki czy prosiaka, którego wyhodowano z myślą o tym, że zostanie zjedzony? Rzecz w tym, że naprawdę, warto zwrócić uwagę na ten aspekt. Agnieszka Kręglicka na łamach Tygodnika włączyła się do chóru osób, które ostrzegają, że tanie jedzenie to mit. Jeśli nie zostawimy pieniędzy w sklepie, będziemy musieli – prędzej czy później – wydać je w aptece po wizycie u lekarza. Chemia, którą faszerowane są zwierzęta, żeby szybciej rosły czy mniej chorowały, nie pozostaje bez wpływu na nasze zdrowie. Kiedy chorujemy, okazuje się, że nie reagujemy na antybiotyki, bo bakterie dawno zdążyły się na nie uodpornić. Pojawiają się alergie, uczulenia...

Walory smakowe też są... albo raczej ich nie ma w ogóle. Każdy, kto robi zakupy, wie, że jakość taniej żywności jest nędzna. Jajka kur z wielkich ferm są małe, mięso nie ma smaku, o wędlinach czy serach nawet nie mówię.

Kręglicka namawia do bardziej świadomego robienia zakupów i zainteresowanie się przy okazji losem zwierząt i ekologią. Pytanie jest tylko takie, jak my, mieszkający w dużych miastach, mamy to zrobić? Bazary zniknęły, handlarze nie wytrzymali presji nakładanych na nich wymogów sanitarnych, a w małych sklepikach często sprzedaje się to samo, co w hipermarketach, tylko drożej.

Mimo szczerych chęci, boję się, że jesteśmy skazani na nierówną walkę. Byłoby tragicznie, gdyby zdrowe żywienie stało się kolejnym przywilejem dla bogatych. Tak wcale nie musi być. Po obaleniu komunizmu, zachłysnęliśmy się dobrobytem. Po fazie przemian, zahipnotyzowały nas pełne sklepowe półki i różnorodność towarów. Teraz przychodzi powoli faza uświadomienia sobie, że nic za darmo. Za wszystko trzeba zapłacić. Spryt wolnego rynku polega na tym, że niektóre koszty są zmyślnie ukryte. Niektóre ponoszą zwierzęta. Część spłacamy uszczerbkami na zdrowiu.

Tradycyjnie Wielki Post, kojarzy się z wyrzeczeniem, powstrzymaniem się od pewnych rzeczy. Może warto pamiętać o poście, robiąc codziennie zakupy czy gotując obiad. Może nie stawiać na ilość, a postawić na jakość. Poszukać dostawcy, który choć trochę dba o etyczny element produkcji rolnej i nie zawyża cen bezpodstawnie. Kto wie, może wysiłek teraz podjęty wyjdzie nam na zdrowie, a zwierzęta też nieco zyskają.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
2°C Piątek
wieczór
wiecej »