Piłkarski ośrodek w Gutowie Małym stał się mekką dla polskich klubów. Wiele z nich nie wyobraża już sobie przygotowań bez choćby krótkiej wizyty w kompleksie oddalonym o niewiele ponad 30 km od Łodzi.
Były tu już niemal wszystkie zespoły występujące w ekstraklasie. Przyjeżdżają również ekipy z pierwszej i drugiej ligi. Długość pobytu jest zróżnicowana - od kilku godzin do kilkunastu dni. Najdłużej są te ekipy, które wybrały Gutów Mały na miejsce przygotowań do rozgrywek. Najkrócej - zespoły zatrzymujące się podczas podróży z jednego na drugi kraniec Polski.
"Drużyny przyjeżdżające na obozy przygotowawcze mają do wykonania bardzo ciężką pracę. Nie tylko fizyczną, ale też mentalną. Spędzają wówczas u nas ok. 10 dni. Poza ośrodkiem piłkarze za dużo atrakcji nie mają, więc muszą być skoncentrowani na pracy" - powiedział PAP specjalista ds. koordynacji grup sportowych ośrodka Andrzej Woźniak.
Drugą grupę gości stanowią zespoły, które w trakcie sezonu znalazły się w trudnej sytuacji.
"Są to m.in. drużyny zmieniające trenera lub takie, które czują się +niedopracowane+ fizycznie. Przyjeżdżają wówczas na trzy, cztery dni, żeby się odbudować" - podkreślił Woźniak.
Jeszcze krótsze są pobyty zespołów wybierających Gutów Mały na miejsce przedmeczowych zgrupowań przed pojedynkami z drużynami regionu łódzkiego: ŁKS, PGE GKS Bełchatów lub Widzewem.
Do ośrodka można też "wpaść" podróżując np. z Wybrzeża na Górny Śląsk. "W takich przypadkach zespoły przyjeżdżają do nas na trening. Po zajęciach jedzą obiad i wyruszają w dalszą drogę" - wyjaśnił Woźniak.
Ośrodek jest własnością Antoniego Ptaka. Gdy były sponsor m.in. ŁKS Łódź, Piotrcovii Piotrków Trybunalski i Pogoni Szczecin przed laty rozpoczął budowę boisk w "szczerym polu" wiele osób twierdziło, że jest to inwestycja bez przyszłości. Teraz do sąsiadującego z polami i małymi wioskami ośrodka ustawiają się kolejki.
"Czym przyciąga Gutów Mały? Są trzy boiska trawiaste z naturalną nawierzchnią i jedno ze sztuczną, która należy do najlepszych w Polsce. Są bardzo dobre warunki hotelowe, odnowa biologiczna z fizykoterapią, duża siłownia. Nie mamy hali, ale w tej chwili większość trenerów odchodzi od przygotowań pod dachem, więc nie jest to odczuwalne. Mamy natomiast znakomitą domową kuchnię, przygotowaną specjalnie +pod piłkarzy+. W Lechu Poznań zajmowałem się trochę odżywianiem drużyny i mniej więcej wiem, jak to powinno wyglądać" - dodał Woźniak.
Bez względu na warunki atmosferyczne zespoły goszczące w Gutowie Małym zawsze mogą liczyć na to, że boiska będą doskonale przygotowane do treningów. Choć dbają o nie tylko dwie osoby, to perfekcyjnie wywiązują się ze swoich obowiązków
"Panowie zajmujący się boiskami żyją tym, co robią. Podchodzą do swojej pracy ambicjonalnie, sportowo. Jeżeli trzeba, to wstają o godzinie trzeciej w nocy i odśnieżają boisko, które ma być gotowe na poranny trening" - zapewnia Woźniak.
Dodaje, że chcąc mieć dobrze utrzymaną sztuczną płytę nie można dopuścić do tego, by na dłużej pozostała na niej grubsza warstwa śniegu, bo później "już się go nie zbierze". "Gdyby do tego doszło, to cały sezon zimowy mielibyśmy z głowy".
Do Gutowa były bramkarz reprezentacji Polski trafił po karze za udział w aferze korupcyjnej, związanej z ustawianiem spotkań przez Koronę Kielce. W chwili zatrzymania pracował w poznańskim Lechu, z którym w kwietniu 2009 r. rozwiązał kontrakt. Później został zawieszony na pięć lat przez Wydział Dyscypliny PZPN. Teraz z niecierpliwością czeka na zakończenie procedury odwoławczej w sprawie wysokości kary zawieszenia.
"Jestem człowiekiem, który kocha pracę na boisku. W sytuacji, jaka się zdarzyła cieszę się, że nadal mogę być blisko piłki" - powiedział Woźniak. Dodał, że praca w Gutowie Małym jest dla niego okazją do poznania środowiska piłkarskiego "z innej strony".
"Wcześniej zajmowałem się też trochę menedżerką, ale na szczęście dałem sobie z tym spokój. Teraz mogę poznać różne strony przygotowań drużyn przez sztaby trenerskie. Mam również okazję do spotkań i rozmów z dyrektorami i prezesami klubów. Na pewno nie jest to więc dla mnie czas stracony" - zakończył Woźniak.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.