Kim jestem, jeśli nie szanuję grzesznika, a tylko namiętnie go oskarżam?
Grzesznika nie należy potępiać, nigdy nie należy go skreślać, trzeba próbować go zrozumieć, należy mu się szacunek... Wiele razy to słyszałem. I w pełni się z tym zgadzam. Trudno się zresztą nie zgodzić. Nie tylko dlatego, że sam jestem grzesznikiem, co regularnie wyznaję w każdej spowiedzi. Po to przecież w ogóle jest w Kościele sakrament pokuty i pojednania: żeby temu, który upadł podać rękę. Żeby zaś uwolnić go od lęku przez przykrymi konsekwencjami wyznania grzechów – obowiązująca spowiedników tajemnica spowiedzi. Nikt przez Boga nie jest skreślony, więc i my nikogo nie powinniśmy skreślać. Tak, to bywa trudne. Zwłaszcza gdy dotyczy nie kobiety, która dopuściła się aborcji i płacze, ale tych, które walczą o prawo do zabijania nienarodzonych. Albo gdy chodzi nie o tych, którzy dopuszczają się czynów homoseksualnych, ale tych, którzy z tym swoim grzechem publicznie się obnoszą. Łatwo pomylić tu szacunek dla grzesznika z akceptacją dla zła, co wielu dziś się chyba zdarza, ale faktycznie, każdemu, także grzesznikowi, należy się szacunek...
Ciekawie, co odwiedzając przed laty Polskę, mówił o tym papież Benedykt. W kontekście oskarżeń księży o współpracę z SB właściwie, ale przypomniał wtedy pewną prawdę uniwersalną. „Wyznaniu grzechu – confessio peccati, aby użyć określenia św. Augustyna, winno zawsze towarzyszyć też confessio laudis – wyznanie chwały. Prosząc o przebaczenie zła popełnionego w przeszłości, powinniśmy również pamiętać o dobru, które spełniło się z pomocą łaski Bożej, która choć złożona w glinianych naczyniach, przynosiła błogosławione owoce” – mówił w Warszawie. Z tym też trudno się nie zgodzić. Należę w ogóle do tych, którzy uważają, że w ludziach generalnie jest znacznie więcej dobra niż zła. Tylko trzeba umieć to dobro dostrzec. Służbę drugiemu, gesty życzliwości.... Dobro nie jest tak krzykliwe jak zło, traktujemy je jak normę, dlatego nie rzuca się tak w oczy. Może nie mam racji. Jak by jednak nie patrzyć na owe proporcje dobra i zła w świecie trudno nie zauważyć, że najlepszym zdarza się zrobić coś złego, a najwięksi grzesznicy potrafią też czynić dobro. „Nie sądźcie” mówił Jezus, ale jeśli już sądzimy, to czyż nie powinniśmy, prócz grzechu, widzieć w człowieku także to, co zrobił dobrego? Inaczej nasz sąd byłby niesprawiedliwy...
Hm. W końcu trzeba zadać i to pytanie: a jeśli tym grzesznikiem jest ksiądz?
Głośno ostatnio o grzechach o. Marko Rupnika. Doniesienia o jego czynach – kontekst szóstego przykazania – budzą odrazę. Nie znam go, nie mogę więc powiedzieć, czy był zdemoralizowanym świętoszkiem, który za nic miał nakazy moralne, czy grzesznikiem, który nie pogodził się ze swoją słabością i ciągle, dzięki Bożej łasce, próbował się podnieść. To byłaby jednak wielka różnica. Nie wiem, ale niezależnie od tego, choć jego czyny jasno nazwałbym złem, jak najdalszy byłbym od skreślania go jako człowieka. Zresztą ludzie....Cóż.. Wystarczy wziąć do ręki podręcznik teologii moralnej, zajrzeć do rozdziału dotyczącego grzechów przeciw czystości, by zobaczyć, że zło w tej materii miewa uwodzącą i w sumie straszliwie upokarzającą człowieka siłę. Zresztą, po co podręcznik. Wystarczy skojarzyć różnorakie „przebieranki” z parad równości... Wystarczy też uświadomić sobie, że jest coś takiego jak seksoholizm... A stara prawda duchowa mówi, że wobec tych, którzy starają się być bliżej Boga Kusiciel wysila się bardziej...
No cóż, nie każdy musi dostrzegać różnicę między zdemoralizowanym świętoszkiem a próbującym się podnieść grzesznikiem. Nie każdy musi mieć (naiwnie?) nadzieję, że ktoś, kto nie obnosił się ze swoim grzechem jest jednak tym drugim. Nie każdy musi też dostrzegać, że gdy chodzi o relacje między dorosłymi osobami rzadko bywa tak, że jedna strona jest tylko drapieżcą, a inna tylko i wyłącznie jego ofiarą. Zresztą historie różnych „złamanych serc” wyraźnie pokazują, że różnorakie manipulacje w relacjach damsko-męskich zdarzają się dość często. Nie widzę jednak powodu, by negować wartość tego, co grzesznik w swoim życiu zrobił dobrego.
O mozaikach o. Rupnika mowa. Pojawiają się opinie, że skoro są dziełem chorego umysłu, to zawierają chory religijny przekaz, że wyczuwa się w nich, i tak dalej... Tylko brakuje, by padło żądanie (sugestie już są), by wszystkie usunąć z kościołów. Nie, to zdecydowanie za daleko idące potępienie człowieka. Skoro okazał się grzesznikiem, to zniszczyć także to wszystko, co zrobił dobrego? Uznać to za dzieło niemal szatańskie, a zostawić w kościołach całe mnóstwo kiczu? Zresztą dotąd nie pytaliśmy o świadectwo moralności artystów tworzących dla kościołów. Zakładaliśmy, że skoro zbudowali, namalowali, wyrzeźbili na Bożą chwałę... Na nie porażony ludzką grzesznością rozum takie stawianie sprawy jest zupełnie niezrozumiałe.
Gusta oczywiście bywają różne. Mnie się mozaiki o. Rupnika bardzo podobają. I nie mam czegoś takiego, że nie potrafię się w ich otoczeniu modlić. Są, w przeciwieństwie do wielu innych przedstawień, bardzo dynamiczne, prawda. I może to właśnie, a nie jakieś „podszycie diabłem” (to nie cytat, ale moje skrótowe ujęcie problemu) budzi w przyzwyczajonych do statycznych obrazów niepokój. Bo przedstawiają żywych. Ludzi z krwi i kości. Z ich wieloma uczuciami. Jest w nich nie tylko (święty) spokój. Kiedy przedstawiają radość, jest w nich radość. Gdy smutek, jest w nich smutek. Szczególnie podoba mi się pojawiający się w pracach o. Rupnika motyw Chrystusa ratującego człowieka przed śmiercią (także śmiercią wieczną) przedstawianą jako wielozębny potwór. Taka unowocześniona wizja tego, co przedstawiają ikony zmartwychwstania. Świetnie oddająca prawdę kerygmatu: bez Chrystusa skazani jesteśmy na zagładę.
Naiwny jestem, nie znam się, niech będzie. Ale jestem przekonany, że i do ojca Marko, jak do każdego grzesznika (a wszyscy nimi jesteśmy), Chrystus wyciąga w ten sposób swoją pomocną rękę. I mam nadzieję, że on jej nie odrzuca.
PS. Możesz zajrzeć też TUTAJ
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.