Rada Społeczna przy Biskupie Płockim ostrzega, że państwo może utracić zaufanie obywateli. No cóż, moje już utraciło
Rada Społeczna przy Biskupie Płockim zabrała głos w sprawie planowanej reformy emerytalnej. „Nie ulega wątpliwości, że postulowana reforma nie jest czytelna dla przeciętnego obywatela. Zbyt wiele w niej czystej demagogii. Brakuje pogłębionej i obiektywnej analizy ekonomicznej. Przede wszystkim budzi wątpliwości niejasność intencji. Dlaczego działania, których celem jest przede wszystkim ratowanie „dziury budżetowej”, ukazuje się jako przejaw troski o nasze przyszłe emerytury? Jako obywatele mamy prawo do rzetelnej informacji.” – napisali członkowie rady.
Tymczasem słyszymy – oczywiście nie dosłownie – że Polacy nie bardzo potrafią oszczędzać, więc lepiej będzie, kiedy zrobi to za nich państwo. W 1999 roku umawialiśmy się z rządem, że część naszych pensji trafi do OFE, gdzie będą odkładane i pomnażane, a kiedy przejdziemy na emeryturę, te środki do nas wrócą. Nie było dobrowolności. Nie mieliśmy prawa wyboru, czy chcemy oszczędzać w OFE, na lokacie bankowej czy w przysłowiowej skarpecie. 7,3 procent naszych pensji zabierało państwo (ZUS) i transferowało do otwartych funduszy emerytalnych. Te z kolei miały je pomnażać. Z tym pomnażaniem też sytuacja jest dość zabawna, bo OFE ustawowo były zobligowane do zainwestowania 60 proc. naszych pieniędzy w obligacje Skarbu Państwa. Politycy wpadli więc na pomysł, że lepiej nie tracić pieniędzy na ten transfer i zostawić je w ZUS-ie. „Transfer do OFE jest finansowany z długu publicznego” – przekonują twórcy reformy. „Jakiego długu – przecież to nasze zarobki?” – chciałoby się zapytać. Dodają, że to zwiększa zadłużenie kraju i dlatego do OFE ma trafiać tylko 2,3 proc. naszych wynagrodzeń. Reszta zostanie w ZUS-ie. Na kontach ZUS-u nasze pieniądze mają być waloryzowane. Jeśli dożyjemy emerytury, ZUS nam ją wypłaci i będzie wyższa niż z OFE – obiecują minister Jolanta Fedak i minister Jacek Rostowski.
Z drugiej strony barykady przeciwnicy reformy systemu emerytalnego nawołują, że nie możemy sobie pozwolić na demontaż reformy z 1999 roku. Podczas sobotniego wysłuchania publicznego Jeremi Mordasewicz z ekspert PKPP „Lewiatan” przekonywał, że sami twórcy obecnego projektu reform wykazali, iż większe oszczędności generują OFE niż obligacje państwowe czy długoterminowe lokaty bankowe. Dlaczego więc skarżą się wciąż na OFE, że źle pomnażają nasze pieniądze?
Zbigniew Żurek z Business Center Club zwraca uwagę, że de facto obecnie nie dokonuje się żadna reforma systemu emerytalnego. Rząd chce jedynie przenieść nasze składki z OFE do ZUS.
Rada Społeczna przy Biskupie Płockim ostrzega, że państwo poprzez takie działania, jak teraz obserwujemy, może utracić zaufanie obywateli. No cóż, moje już utraciło. Jeśli umawialiśmy się w 1999 roku, że moje pieniądze będą trafiały do OFE, to chciałbym mieć prawo zaprotestować, jeśli państwo zmienia zasady gry w trakcie jej trwania.
W OFE pieniądze były o tyle bezpieczniejsze, że urzędnicy nie mieli do nich dostępu. Teraz, kiedy będą w ZUS-ie, nie ma gwarancji, że nie zostaną wykorzystane do zasypywania bezdennej dziury w budżecie. Obiecuje się nam, że fundusze złożone w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych będą waloryzowane. Jednak ta decyzja będzie należała do przyszłych rządów. Skąd pewność, że państwo znów nie zmieni zasad gry i np z uwagi na pogarszającą się sytuację gospodarczą nie zamrozi tych waloryzacji? Skąd pewność, że w ogóle cokolwiek dostaniemy na starość?
Mówi się, że powinniśmy oszczędzać samodzielnie, by jako tako żyć na emeryturze. Pytanie zatem, dlaczego w ogóle mamy płacić składkę na ubezpieczenie społeczne? Dlaczego nie mamy prawa do samodzielnego decydowania o tym, jak i gdzie będziemy odkładać przez nas ZAROBIONE pieniądze, skoro sposoby proponowane przez kolejne rządy nie są efektywne? Oby się nie okazało, że płacimy kolejny podatek, którym władza chce załatać swoje dziurawe kompetencje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.