Nie, nie zamierzam się od tego, który jest odcinać. To mój Kościół.
Sporo ostatnio takich wynurzeń czytam. Że ten Kościół, który jest, to nie mój (nie moich marzeń ), że chciałbym/chciałabym, by się zmienił, by był taki a taki – i tu mała litania... Ha. Ja podobnie myślę o... sobie. Że chciałbym być wzorem cnót wszelkich, że chciałbym być doskonały, że chciałbym być święty. Wychodzi mi to jak wychodzi. Dlatego niespecjalnie oburza mnie, że i w Kościele, wspólnocie Ludu Bożego, sporo grzechów, sporo niedoskonałości, rozmijania się deklaracji z postępowaniem i innych mankamentów. Ale gdybym miał napisać jaki Kościół mi się marzy, to jaki?
Zreformowany? Zmieniony? Mnie raczej marzy się Kościół nawrócony. Nawrócony na nauczanie Chrystusa i Jego Apostołów. Marzy mi się, by był Kościołem wiernym w każdym calu. Niekoniecznie bezgrzesznym, bo przecież wiem, że chcieć, a wykonać to często dwie różne sprawy, ale szczerze trzymającym się prawdy i dążącym do autentycznego dobra. Marzy mi się Kościół, w którym nie wybiera się z nauczania Jezusa tylko tego, co wygodne, a pamięta o wszystkim, czego uczył. W którym jedno ogólne zdanie nie posłuży do zbudowania całej konstrukcji przeciwnej temu, co w Jezus wielu miejscach bardziej szczegółowo wyjaśnił. Ot, takie przykazanie miłości. Przecież są jego wyznacznikiem przykazania dekalogu, prawda? Jezus mówił przecież, że ani jedna jota, a ni jedna kreska w tym prawie się nie zmienia...
Marzy mi się Kościół, który umie rozmawiać ze światem, ale umie też jednocześnie tym światem nie nasiąkać. Kościół, który dla tego świata potrafi być światłem i który potrafi być dla niego solą. Który nie wstydzi się tego, że w swojej inności nie przystaje do tego, czego ten świat od niego oczekuje. Kościół, który się nie boi i będąc do świata nastawiony przyjaźnie potrafi zachować własną tożsamość.
Taki Kościół mi się marzy. I szczerze mówiąc myślę, że w dużej mierze Kościół taki właśnie jest. Bo w takim się przed laty zakochałem. Tyle że martwimy się postępującą laicyzację naszego i innych zachodnich społeczeństw. I zamiast przyjąć to jako Boży dopust, starając się dalej robić wszystko najlepiej, jak tylko się da, co bardziej zadufani w sobie zaczęli wskazywać winnych. „To wasza wina, wy musicie się zmienić”. Bo przecież niemożliwym jest, by oni też byli choćby trochę winni, prawda?
Marzy mi się więc też Kościół pokorny: cichy i czystego serca. Kościół w którym radość, jaką niesie Ewangelia, będąca nieustającą inspiracją do opowiadania o tym, „co widzieliśmy słyszeliśmy i czego dotykały nasze ręce”, będzie zawsze spychała w cień potrzebę wytykania innych palcami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.