80 lat temu, 20 sierpnia 1943 r., w ataku na posterunek graniczny w Sieczychach poległ Tadeusz Zawadzki "Zośka". "Celem akcji było zademonstrowanie sprzeciwu wobec rozdzielenia przez Niemców sztuczną granicą polskich ziem i osłabienie kontroli nad granicą, którą często przekraczali także kurierzy Podziemia" - powiedział PAP historyk z Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Tadeusz Paweł Rutkowski.
W styczniu 1943 r. skupiające pełnoletnich harcerzy Grupy Szturmowe Szarych Szeregów zostały włączone do struktur świeżo powołanego Kierownictwa Dywersji (Kedywu) Armii Krajowej. Była to formacja przeznaczona do bieżącej walki dywersyjnej. Żołnierze GS niszczyli linie kolejowe i wysadzali niemieckie pociągi, a wiosną 1943 r. przeprowadzili udane akcje odbicia więźniów pod Arsenałem i pod Celestynowem. Do ich zadań należało także wykonywanie wyroków śmierci na fukcjonariuszach niemieckiego aparatu terroru i zdrajcach.
Jedną z najważniejszych osób w strukturach stołecznych Grup Szturmowych był "Zośka", "Kajman". Podporucznik harcmistrz Tadeusz Zawadzki urodził się 24 stycznia 1921 r. w Warszawie. Jego ojciec Józef Zawadzki był profesorem chemii i rektorem Politechniki Warszawskiej. Od września 1933 r. uczył się w warszawskim Gimnazjum im. Stefana Batorego, gdzie wstąpił do harcerstwa. Od 1941 r. działał w konspiracyjnym harcerstwie - Szarych Szeregach. W listopadzie 1942 r. został dowódcą Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej Szarych Szeregów i zastępcą por. "Jerzego" - Ryszarda Białousa, dowódcy oddziału specjalnego "Jerzy" Kedywu KG AK.
Uczestniczył m.in. w akcji odbicia swojego kolegi "Rudego" - Jana Bytnara - oraz innych więźniów gestapo pod Arsenałem 26 marca 1943 r. W nocy z 20 na 21 maja 1943 r. dowodził akcją odbicia więźniów pod Celestynowem. Był to jego egzamin oficerski. Kilka tygodni później był dowódcą akcji "Madryt", której celem było wysadzenie mostu koło Czarnocina, na linii kolejowej łączącej Warszawę ze Śląskiem.
"+Zośka+ cieszył się ogromnym autorytetem jako kolega, harcerz i dowódca. Był powszechnie lubiany. Miał zmysł przywódczy i był niekwestionowanym liderem w swoim środowisku" - powiedział PAP dr hab. Tadeusz P. Rutkowski.
Latem 1943 r. dowództwo Kedywu opracowało plan akcji "Taśma" - ataku na kilkanaście strażnic i posterunków niemieckiej straży celno-granicznej Zollgrenzschutz (ZGS) na granicy GG z ziemiami polskimi włączonymi do III Rzeszy. "Celem akcji było zademonstrowanie sprzeciwu wobec rozdzielenia przez Niemców sztuczną granicą polskich ziem i osłabienie kontroli nad granicą, którą często przekraczali także kurierzy Podziemia" - wskazał historyk.
Funkcjonariusze ZGS wyłapywali przemytników i uciekinierów z gett. We wschodnich rejonach GG brali także udział w walkach z oddziałami partyzanckimi. Od kul strażników ginęli też mieszkańcy okolicznych wsi przenoszący żywność przez granicę. Pogranicznicy dokonywali również aresztowań.
Jednym z obiektów wyznaczonych jako cel ataku była strażnica ZGS we wsi Sieczychy koło Wyszkowa. Tamtejsi strażnicy wyróżniali się okrucieństwem wobec ludności. Na początku sierpnia 1943 r. wytypowany przez kierownictwo Kedywu na dowódcę akcji Andrzej Romocki "Morro" udał się na rozpoznanie. Pomocy udzielili mu harcerze z wyszkowskich Grup Szturmowych - Jerzy Grundman "Juras" i Jerzy Rytel "Jur". Poinformowali go o rozmieszczeniu sił nieprzyjaciela. Największe skupisko niemieckiej policji i gestapo znajdowało się w Ostrowi Mazowieckiej, oddalonej od Sieczych o blisko 40 km. Silne oddziały niemieckie stacjonowały także w Pułtusku. Sprzyjającym elementem planu było dogodne ukształtowanie terenu, a lasy Puszczy Białej zapewniały osłonę przed ewentualnym niemieckim pościgiem.
Od 16 sierpnia do 19 sierpnia 1943 r. z Warszawy przybyło w kilkuosobowych grupach ponad 60 żołnierzy GS. Miejscem koncentracji był las Leszczydół - Nowiny, położony kilka kilometrów od Wyszkowa. Broń ukrytą w butlach z tlenem do spawania przywieziono prowadzonym przez żołnierza AK Leona Stolarskiego "Leosia" samochodem ciężarowym, przeładowano na furmanki i dostarczono do leśnej kwatery GS, oddalonej od miejsca akcji o osiem kilometrów.
Strażnica ZGS w Sieczychach mieściła się w parterowym budynku otoczonym betonowym ogrodzeniem z furtką, a z tyłu dodatkowo - zasiekami z drutu kolczastego. W pobliskim budynku szkolnym kwaterował komendant. Załoga niemieckiej placówki liczyła 10-12 osób.
Plan zakładał uderzenie z czterech stron. Grupą atakującą od frontu dowodził Sławomir Maciej Bittner "Maciek", szturmem z lewej i prawej strony budynku dowodzili Jerzy Jagiełło "Florian" i Eugeniusz Koecher "Kołczan", zaś od tyłu nacierała sekcja "Sema" - Wiesława Krajewskiego. "Xiążę" - Andrzej Samsonowicz wraz ze swoją drużyną miał ubezpieczać teren od strony szkoły.
Około północy grupa dotarła do Sieczych. Miejscowy harcerz Damian Stachacz wspiął się na słup, by przeciąć przewody telefoniczne. W tym momencie Niemiec ze strażnicy zauważył to i oddał strzał. Żołnierz nacierającej od czoła grupy "Maćka", pchor. Jan Rodowicz "Anoda", odpowiedział ogniem z pistoletu maszynowego. Grupa "Sema" ostrzelała strażnicę i przez okno budynku wrzuciła granaty, tzw. filipinki.
"Kryzys przełamał Tadeusz, podrywając najbliższych chłopców do ataku. Pierwszy wpadł w drzwi strażnicy i tu trafił go śmiertelny strzał w samo serce. Walka została wygrana; strażnica opanowana, Niemcy wybici. Z naszej strony tylko jedna strata - +Tadeusz+" - napisał komendant Szarych Szeregów, Stanisław Broniewski "Orsza", we wspomnieniach "Całym życiem" (1982).
"Ale wartownik przyczaił się i gdy pierwszy żołnierz - był to +Zośka+ - zbliżył się do drzwi strażnicy - huknął strzał. +Zośka+ zachwiał się, wykonał pół obrotu i ciężko upadł na ziemię" - wspominał z kolei w 1981 r. uczestnik akcji Bogdan Deczkowski "Laudański" na łamach "Tygodnika Powszechnego".
"Tadeusz, uważaj! - krzyknął +Anoda+ - Ostrzał! Nie wiadomo, skąd oddano strzał, +Zośka+ padł. Wprawdzie ktoś wezwał szybko +Broma+, ktoś się pochylił nad padającym, ale większość w zapale szturmu nie zauważyła niczego, a nawet jeśli dostrzegła, nie zdawała sobie sprawy, co się stało" - pisał Aleksander Kamiński w rozszerzonym, powojennym wydaniu "Kamieni na szaniec".
"Główny opis akcji znamy z relacji Kamińskiego i +Orszy+. Wydaje się jednak, że +Zośka+, który był doświadczonym dówódcą, przejął inicjatywę w prowadzeniu ataku, mimo że formalnie był tylko obserwatorem akcji" - wyjaśnił dr hab. Tadeusz P. Rutkowski.
Akcja w Sieczychach trwała ok. 10 minut. Zginęli niemal wszyscy Niemcy z wyjątkiem rannego, pochodzącego z Prus Wschodnich, syna Polki i Niemca, Adolfa Królczyka, którego szturmowcy uznali za zabitego. Gdy odzyskał przytomność, polecił sołtysowi Sieczych, Janowi Skrzydlakowi, by zeznawał, że ataku dokonali sowieccy partyzanci. Ocaliło to miejscową ludność przed represjami. Królczyk potwierdził to przed gestapowcami w trakcie śledztwa. Przeżył wojnę i korespondował ze Skrzydlakiem. Okoliczności związane z Królczykiem przybliża Anna Borkiewicz-Celińska w monografii "Batalion +Zośka+" (1990).
Niestety Niemcy zamordowali cztery osoby, które użyczyły konspiratorom podwód i - mimo ostrzeżeń - powróciły do domów bezpośrednio po ataku na strażnicę. Byli to Piotr Ślubowski, Aleksander, Antoni i Stanisław Pakiełowie.
W 1971 r. w artykule "Chirurg w konspiracyjnej warszawskiej służbie zdrowia" zamieszczonym na łamach "Przeglądu Lekarskiego" ppor. lek. Zygmunt Kujawski "Brom" - podczas akcji dowódca czteroosobowej sekcji sanitarnej - wspominał, że "Zośka" miał "małą ranę klatki piersiowej poniżej serca", lecz rana wylotowa w okolicy lędźwi miała "wielkość dłoni". Podejrzewał, że funkcjonariusze ZGS mogli używać zakazanych przez międzynarodowe konwencje, naciętych na czubku pocisków dum-dum.
Po akcji ciało zabitego położono na chłopskiej podwodzie. Po przeprawie przez Bug w Kamieńczyku przeniesiono je na samochód ciężarowy oddziału i zawieziono do szpitala w Wołominie. Tam uzyskano niezbędne do przeprowadzenia legalnego pogrzebu zaświadczenie, że Zawadzki zmarł na tyfus.
"Druh harcmistrz Kajman - Komendant Grup Szturmowych Wisły nie żyje. Zginął śmiercią zwykłego żołnierza, choć żołnierzem był niezwykłym. Łączył w sobie wysoki talent organizacyjny i rzadko spotykany realizm pracy z nieprzeciętnym poziomem ideowym" - pisał w specjalnym rozkazie do żołnierzy GS harcmistrz pchor. AK Stefan Mirowski "Nosowicz II".
Pogrzeb "Zośki" odbył się 24 sierpnia 1943 r. na warszawskich Powązkach Wojskowych. Spoczął w "kwaterze brzozowych krzyży" (kwatera A20-6-23), obok swoich druhów z Grup Szturmowych - Jana Bytnara "Rudego" i pchor. Tadeusza Mirowskiego "Oracza", który poległ 2 czerwca 1943 r. w nierównej walce, w oblężonym przez kilkudziesięciu Niemców domu przy ul. Zuga 12 na warszawskich Bielanach.
"Śmierć +Zośki+ wstrząsnęła żołnierzami Grup Szturmowych. Dla uczczenia poległego 1 września 1943 jego imię nadano harcerskiemu batalionowi AK pod dowództwem por. Ryszarda Białousa +Jerzego+. Oddział powstał na bazie Oddziału Specjalnego +Jerzy+". Doświadczona w walkach dywersyjnych jednostka zasłynęła podczas Powstania Warszawskiego podczas walk na Woli, Starówce i Powiślu czerniakowskim" - zwrócił uwagę badacz z UW.
Tadeusz Zawadzki został dwukrotnie odznaczony Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy w maju 1943 r. za akcję "Meksyk II", oraz pośmiertnie - za atak na strażnicę w Sieczychach. We wczesnym PRL, zwłaszcza w okresie stalinowskim, akcja "Taśma" była przemilczana. Dopiero 6 grudnia 1961 r. w Sieczychach odsłonięto tablicę upamiętniającą śmierć "Zośki". W 2003 r. miejscowej szkole podstawowej nadano imię harcmistrza ppor. Tadeusza Zawadzkiego.
"Dzięki osobistej inicjatywie premiera Mateusza Morawieckiego 20 sierpnia w Sieczychach stanie pomnnik Tadeusza Zawadzkiego, sfinansowany ze środków KPRM i zrealizowany przez Fundację +Nie Zapomnij o Nas+. Obecne upamiętnienie powstało z inicjatywy harcerzy - tablica z lat 60. jest skromna, bo tylko taka wtedy mogła powstać. Nowy pomnik upamiętni +Zośkę+ w sposób adekwatny do rangi postaci" - powiedział PAP pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. ochrony miejsc pamięci Wojciech Labuda. Autorem projektu pomnika jest prof. Maciej Aleksandrowicz.
Zobacz też:
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.