Izrael nie przeprasza, w państwach, których obywatele zginęli w ataku panuje wściekłość, Brytyjczycy głośno mówią o możliwości wstrzymania militarnego wsparcia dla Izraela. Niedawny atak na konwój humanitarny, może - choć nie musi - być kroplą, która przeleje czarę goryczy; widać zniecierpliwienie zachodnich państw, które widzą, że Izrael nie ma dobrze rozpisanych celów wojny i że w Strefie Gazy pogłębia się kryzys humanitarny - oceniła dr Karolina Zielińska z Akademii Vistula.
Siedmioro wolontariuszy organizacji humanitarnej World Central Kitchen, w tym Polak, zginęło w Strefie Gazy podczas dostarczania pomocy żywnościowej; organizacja podała, że zostali ostrzelani przez izraelską armię i natychmiast zawiesiła swoje operacje w regionie.
"Na pewno ten przypadek ataku był najbardziej drastyczny. Były już doniesienia o pracownikach humanitarnych, którzy mieli już w trakcie konfliktu zginąć, natomiast w dużej mierze byli to pracownicy UNRWY, która jest agencją ONZ-towską bardzo przesiąkniętą Hamasem i często ciężko powiedzieć, czy jej członkowie zginęli w ramach UNRWY, czy też działając w ramach Hamasu. Natomiast tu mówimy o sytuacji gdy po pierwsze ewidentnie zawinił Izrael, a po drugie mamy do czynienia z cudzoziemcami, którzy zginęli" - powiedziała PAP Zielińska.
Ekspertka oceniła, że takie zdarzenie jest przejawem słabości Izraela. "Była koordynacja z wojskiem, był korytarz specjalnie wytyczony dla tych ludzi, by mogli przejechać. Nie do końca wiemy co się stało, na ile ten atak był zatwierdzony przez armię. Są reguły, zgodnie z którymi izraelscy żołnierze mają prawo użyć siły, w tym wypadku operator drona. Nie wiemy czy ten atak był zatwierdzony na wszystkich szczeblach, na których powinien być zatwierdzony, czy też był to rodzaj samowoli czy niesubordynacji żołnierzy - czy to błąd ludzki czy też była w tym premedytacja" - stwierdziła.
Według niej, wiele wskazuje na to, że była to jednak niesubordynacja, czyli że siły użyto niezgodnie z wewnętrznymi protokołami armii izraelskiej. "Nie można tu jednak całkowicie wykluczyć elementu prowokacji ze strony Hamasu. Wiadomo, że początkiem tej historii był samochód, który jechał za konwojem, to on był podejrzany, jednak ostatecznie zaatakowano konwój" - zauważyła.
Zielińska oceniła, że delegowanie dużych kompetencji żołnierzom izraelskim, którzy są na miejscu, jest z jednej strony zaletą - bo mogą oni dość elastycznie reagować, ale z drugiej strony wadą. Według ekspertki, w warunkach, w których są oni już parę miesięcy na froncie, zmęczenie i poczucie, że nie są do końca egzekwowane standardy obowiązujące w armii może doprowadzić do rozprężenia czy niesubordynacji. "Śledztwo powinno wykazać, z jakim przypadkiem mamy tu do czynienia" - zaznaczyła.
Odnosząc się do reakcji państw zachodnich, w tym reakcji USA, Zielińska powiedziała, że ma "wrażenie, że ten atak był kroplą goryczy, która wpadła do czary, która jest już bardzo pełna".
"Nie wiem czy ją przeleje, natomiast na pewno od jakiegoś czasu jest duże zniecierpliwienie zachodnich państw, które widzą, że Izrael nie ma dobrze rozpisanych celów toczonej wojny, że nie porozumiał się z USA i państwami arabskimi co do planów na to, co po wojnie, że pogłębia się kryzys humanitarny, że giną cywile. Jest też pewnego rodzaju wewnętrzny problem polityczny, który przywódcy zachodni mają w związku z bardzo krytycznym wobec Izraela dyskursem, jaki jest w mediach" - podkreśliła.
Wskazała, że Izrael bardzo dziś potrzebuje międzynarodowych organizacji humanitarnych, zwłaszcza w momencie gdy UNRWA jest "całkowicie skompromitowana swoją współpracą z Hamasem". "Ktoś tę pomoc humanitarną musi rozwozić, UNRWA tego już nie robi skutecznie i robić nie będzie, szczególnie że Izrael nie chce, by była to główna organizacja za to odpowiedzialna. Sami Izraelczycy nie są gotowi, by takie siły zaangażować, poza tym to także by się na świecie nie podobało, bo zbyt pachniałoby to okupacją i przejmowaniem zarządu w Strefie Gazy" - oceniła Zielińska.
Równocześnie - zauważa ekspertka - jest klincz polityczny, bo Izrael nie zgadza się, by Autonomia Palestyńska przejęła zarządzanie Strefą Gazy; jak zaznaczyła jest to punkt sporny z Zachodem. Wskazuje, że mimo to zupełna katastrofa humanitarna na tym terenie też nie jest w interesie Izraela. "A już jest źle. Ten atak wydaje się aktem sabotażu - choć nie wiemy jakie były jego intencje, taki de facto jest skutek" - oceniła.
Pytana, czy wypowiedzi polityków izraelskich mają szansę załagodzić sytuację, ekspertka oceniła, że te wypowiedzi są bardzo różne. Zauważyła, że premier Izraela Benjamin Netanjahu z jednej strony przeprosił za atak, a drugiej "padła z jego ust ta fraza, że na wojnie takie rzeczy się zdarzają", a jej odbiór na świecie był bardzo zły.
Także wypowiedzi ambasadora Jacowa Liwnego zdaniem ekspertki była "bardzo niefortunne". "Mam wrażenie, że dziś złagodził on swoje wypowiedzi, ale to nie jest pierwszy raz, gdy ambasador wypowiada się w sposób odmienny od oczekiwań" - zaznaczyła.
Wskazała jednocześnie na wypowiedź szefa sztabu izraelskiego, który jej zdaniem szczerze wyraził żal i oburzenie tym, co się stało oraz zapowiedział śledztwo. Zaznaczyła, że oczekiwany jest jeszcze jakiś gest ze strony izraelskiej, czy to związany ze śledztwem, czy też odszkodowaniami dla ofiar. Wyraziła oczekiwanie, że wypowiedź łagodząca może paść ze strony prezydenta Izraela; oceniła, że trudno takich gestów spodziewać się od polityków takich jak Netanjahu, który jej zdaniem bardziej kieruje się wewnętrznym interesem swojej administracji niż zewnętrznym postrzeganiem jego kraju.
Ekspertka oceniła, że wyjaśnienie okoliczności ataku jest fundamentem, bez którego nie da się mówić o pojednaniu. Podkreśliła, że zdarzały się w armii izraelskiej takie gesty, że gdy żołnierz zranił cywila, to przyjmował odpowiedzialność i jednał się z rodziną ofiary. "Do tego mogłoby tu dojść, pod warunkiem, że zostałby udowodniony błąd ludzki, ale nie zła wola, nonszalancja, czy jawne lekceważenie przepisów. W tym drugim przypadku jedynym oczekiwanym gestem jest wymierzenie winnym odpowiedzialności karnej" - podkreśliła Zielińska.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.