Nareszcie…

Maria Sołowiej Maria Sołowiej

publikacja 15.02.2025 00:00

Polska Federacja Ruchów Obrony Życia wystąpiła z wnioskiem o beatyfikację Włodzimierza Fijałkowskiego. Nareszcie - chciałoby się powiedzieć.

 Proces beatyfikacyjny  zapewne przybliży nam znowu tę nieco już zapomnianą postać. No bo kto z młodych tatusiów wychodzących z sali porodowej albo z młodych rodziców biorących udział w zajęciach szkoły rodzenia wie, że w powstaniu u nas szkół rodzenia czy w rozpowszechnieniu porodów rodzinnych pionierską rolę odegrał właśnie prof. Fijałkowski? Piszę „rodziców biorących udział w zajęciach szkoły rodzenia”, a nie „przyszłych rodziców”. Profesor nie lubił bowiem określenia „przyszli rodzice” – konsekwentnie podkreślając, że rodzicem jest się od chwili poczęcia dziecka. Tak samo konsekwentnie odrzucał zbitkę słów „dziecko nienarodzone”, sugerującą jakieś nieukończenie, brak.

Z Profesorem zetknęłam się podczas studiów podyplomowych w Studium Rodziny KUL. Jako pierwszy rocznik tegoż studium tworzyliśmy dość barwną gromadkę pasjonatów w różnym wieku i z różnych środowisk. Także zza naszych wschodnich granic jak Gienia i Galina obrończynie życia w swoich krajach dziś pozostających w stanie wojny… Mieliśmy wspaniałych wykładowców - zarówno  tych z KUL jak i pojawiających się gościnnie.

Wśród tych ostatnich właśnie prof. Włodzimierz Fijałkowski wyróżniał się jednak szczególnie. Dobry, życzliwy lekarz. „No, do takiego można by pójść” – szepnęła mi koleżanka na ucho w trakcie pierwszego wykładu. (Dla młodszych spieszę z wyjaśnieniem, że trzydzieści lat temu wielu ginekologów było solidnie poranionych przez dokonywanie aborcji, co miało wpływ na ich podejście do pacjentek, nie bardzo empatyczne, delikatnie mówiąc…)  

„ Święty” -  pomyślałam podczas tego wykładu. Nie dlatego, że był życzliwy i dobry, nie tylko dlatego, że był przeciwnikiem aborcji i przez długi czas płacił za to słoną cenę. Jego widoczna radość życia była w jakiś przedziwny sposób świetlista, tak, prześwietlona Bogiem.

Kiedy dowiedziałam się, że zmarł, odmówiłam wprawdzie „Wieczny odpoczynek” – wszak jak twierdzą ludzie roztropni, nie można nikogo na własną rękę „kanonizować” przedwcześnie i w ten sposób pozbawiać potrzebnej mu jeszcze być może modlitwy – ciągle jednak tkwiła we mnie myśl o świętości Profesora. Czasem też prosiłam go – do dziś proszę- o wstawiennictwo, szczególnie w sprawach dotyczących życia i zdrowia.

Czasem też wracam do jego książek, szczególnie tych napisanych w wieku mocno już dojrzałym, będących podsumowaniem jego życiowej mądrości - „Moja droga do Prawdy” i „Żyć chwilą obecną”.  Tę lekturę polecam wszystkim.

A najważniejszym argumentem przeciw aborcji pozostaje dla mnie to, co Włodzimierz Fijałkowski napisał, gdy skłaniano go do wykonania tego „zabiegu” –„Jako człowiek odmawiam.”

 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama