Długie weekendy przybierają minę pobożnych. Nazwy biorą od przypadających na dany dzień świąt kościelnych.
Spokojna zazwyczaj droga w ostatnich dniach zamieniła się w trasę szybkiego ruchu. Przy czym nie chodzi o prędkość (choć czasem też), ile o natężenie. Ilość przejeżdżających przed kościołem samochodów zwiększyła się jeśli nie stokrotnie, to nawet więcej. Znak długiego weekendu. Termin prawdopodobnie na stałe zagościł w języku polskim i oznacza już nie trzy, ale cztery (bywa więcej) ostatnie dni tygodnia. Chociaż mówiąc „ostatnie” dostrzegamy sprzeczność między kalendarzem świeckim i chrześcijańskim. W świeckim, owszem, jest ostatnim, ale w chrześcijańskim niedziela od zawsze była, jest i pozostanie pierwszym dniem tygodnia. A jeśli w znaczenie i sens niedzieli chcemy wgryźć się głębiej, jest także ósmym dniem tygodnia. Ósmym, znaczy zapowiadającym Paruzję. Dniem, w którym wszystko wypełni się w Chrystusie.
Długich weekendów z roku na rok przybywa. Kolejne ustawowe święto, w miarę zbliżania się do niedzieli, albo następując krótko po niej, jest dobrą okazją, by wykorzystać je na dłuższy odpoczynek. Jakby policzyć wszystkie, na dzień dzisiejszy wychodzi ich osiem w ciągu roku. Pamiętam lament, bodajże przed dwoma laty, gdy większość kojarzonych z długim weekendem świąt przypadała w sobotę.
Długie weekendy przybierają minę pobożnych. Nazwy biorą od przypadających na dany dzień świąt kościelnych. Tu dochodzimy do zjawiska dość dobrze opisanego w podręcznikach marketingu i wszelkiej maści propagandy. Te zalecają, by wykorzystać terminy powszechnie znane, mające pozytywne skojarzenia, ale podłożyć pod nie inne treści, uzasadniając je korzyściami, jakie mamy z takiego a nie innego ich przeżywania. Łatwo zauważyć, że z religijnej nazwy pozostaje sama nazwa. Oczywiście nie w każdym przypadku. Bo wielu, korzystając z długich, wyjazdowych weekendów, nie stroni od uczestnictwa we Mszy świętej czy procesji Bożego Ciała. Wszelako moje doświadczenie proboszcza, od dwudziestu dwóch lat pracującego w takiej weekendowej parafii, podpowiada, że jest to zaledwie kilka procent.
Ostatnio, prawdopodobnie pod wpływem laicyzacji, weekendowy język zaczyna się zmieniać. Wyczytałem przed kilkoma dniami w fachowej prasie, że w języku biznesu już nie mówi się o Bożym Ciele, ale o – proszę trzymać się mocno fotela – o weekendzie bożocielnym. Nie wiem, czy zmiana nazwy poprawi wyniki w branży turystycznej, bo Polacy, choć czasem im do Kościoła i Pana Boga daleko, mimo wszystko są wrażliwi na punkcie używania czy nadużywania pewnych terminów. Dlatego radzę, by reklamując ośrodek, pensjonat czy miejsce na turystycznej mapie Polski, tego słowa unikać. Bo ono, mimo wszystko, ma skojarzenia negatywne.
A twórcom nowych pojęć życzę odrobiny wyobraźni. Skoro wykorzystujecie nazwy świąt religijnych dla niereligijnych celów, róbcie to mądrze, umiejętnie korzystając z bogactwa języka polskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Do wypracowania polityki migracyjnej potrzebny jest w kraju okrągły stół.
"Jestem bardzo zawiedziony prezydentem Putinem. Myślałem, że jest kimś, kto wierzy w to, co mówi".