Myślę, że nie należy traktować tematu majątku i pieniędzy kościelnych wstydliwie. Ale trzeba go poruszać w sposób nie tylko otwarty, lecz również z roztropnością.
Napisałem tydzień temu, odwołując się do przykładu grecko-prawosławnego, o kwestii finansowego wsparcia państwa przez Kościół. No i wychodzi, że trafiłem dokładnie kulą w płot, bo zaraz potem medialnego rozgłosu nabrało w Polsce zagadnienie wręcz odwrotne. Nagłośniona została, obecna od wielu miesięcy w kuluarach nie tylko kościelnych, propozycja jednego procenta.
Przynajmniej część naszych polityków nie powinna słysząc o niej ze zdumieniem wybałuszać oczu, bo przecież była jakiś czas temu poruszana w całkiem oficjalnych rozmowach.
Ale, jak mawia bohater jednego z seriali emitowanych na kanale dziecięco-młodzieżowym, "Każdy słyszy to co chce". Przykładów na prawdziwość tej tezy w kwestii majątku kościelnego, choćby tylko w ostatnim tygodniu, namnożyło się co niemiara. Ale po co sięgać w przeszłość, skoro wystarczy zajrzeć do dzisiejszej (wtorek, 18 października) "Gazety Wyborczej", gdzie Marek Borowski, wprowadzony właśnie ponad setką tysięcy głosów wyborców do senackiego życia, powtarza mantrę, że "zabrany" (powinno być chyba ukradziony?) Kościołowi w czasach PRL-u majątek "oddano". Można do upadłego powtarzać, tak jak to dzisiaj robi w "Rzeczpospolitej" Ewa K. Czaczkowska, że Kościołowi oddano zaledwie to, co "zostało mu zabrane z pogwałceniem peerelowskiego prawa, czyli ustawy z marca 1950 r." Nie zwrócono więc całego mienia zabranego wspólnocie Kościoła katolickiego w Polsce w czasach Polski Ludowej. Można to powtarzać milion razy dziennie, a i tak duża część polityków i ich mniej lub bardziej uważnych słuchaczy, chętniej będzie powtarzać populistyczne bzdury niż nawiąże bezpośredni kontakt z rzeczywistością i faktami.
Dobra doczesne, znajdujące się w dyspozycji Kościoła, zawsze będą tematem drażliwym dla jakiejś grupy ludzi. Także ludzi identyfikujących się z Kościołem. Z jakiegoś powodu w dziejach Kościoła pojawiali się święci zdecydowanie odrzucający przywiązanie do dóbr tego świata i promujący rzeczywiste ubóstwo. Jednak równie oczywiste jest, że działalność ewangelizacyjna Kościoła wymaga także środków materialnych i to niejednokrotnie sporych.
Myślę, że nie należy traktować tematu majątku i pieniędzy kościelnych wstydliwie. Ale trzeba go poruszać w sposób nie tylko otwarty, lecz również z roztropnością. Pewnym przykładem jest ostatnio działalność niektórych pracujących w Polsce zakonów, które stawiając rzecz konkretnie i uczciwie, potrafią zebrać, posługując się wyłącznie internetem, naprawdę duże sumy.
Nie brak w Kościele (i pewnie poza nim też) ludzi, którzy rozumieją, że skoro głoszenie Dobrej Nowiny odbywa się w doczesności, to potrzebne są środki materialne na jego prowadzenie. Ale nie brak też ludzi, którzy obserwując niektóre poczynania reprezentantów i członków Kościoła w sferze dóbr przemijających, mają wrażenie pazerności i zbytniego do nich przywiązania.
Moja babcia mawiała: "Dał Pan Bóg zajączka, będzie i łączka". A Pan Jezus wskazywał lilie i mówił, żeby się nie martwić na zapas kwestiami tego żywota. I proszę mi nie mówić, że traktowanie poważnie w dzisiejszych czasach takich wskazań, to naiwność. Nie. Dla katolika ufność wobec Boga jest przecież częścią zdrowego rozsądku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.