Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?
Andrzej Duda podkreślił, że niektóre wypowiedzi szefa MSZ wzbudziły jego niesmak.
Filip Dębowski podpowiadał uczestnikom Festiwalu Kariery 2024, jak zadbać o higienę cyfrową.
Jasne, że wyrzucenie kawałka spleśniałej kiełbasy nie stanowi problemu. Ale bezmyślne kupowanie, które doprowadza do tego, że w pełnej lodówce notorycznie coś się psuje już może nim być. Jeśli coś kupiłam i nie mam na to ochoty, to po co kupiłam? Może trzeba na przyszłość pomyśleć? I jeśli tylko nie mam na to akurat apetytu, może to nie powód do wyrzucania? A może z kimś można się podzielić? Wielopak jest tańszy, ale tylko pod warunkiem, że całość zjem, a nie wyrzucę... Itd.
Owszem, producenci żywności na tym stracą. Jak wszyscy producenci na ograniczeniu konsumpcji. Nie na darmo wszelkimi sposobami nakręca się sprzedaż. Ale nie jest to dobry kierunek rozwoju, nawet jeśli pozwala utrzymać PKB na przyzwoitym poziomie.
Rozumiem, że marnowanie żywności jest problemem ze względu na dawcę tych dóbr, Boga, że jest swoistym skandalem ze względu na głodujących. Ale nie zgadzam się na wmawianie mi, że człowiek może się podzielić tym jedzeniem z potrzebującym. Mogę kupić i zanieść tam, gdzie karmią biednych (np. w mojej parafii), ale staroci z lodówki, co są na granicy przeterminowania, na pewno nie powinienem już tam zanosić.
Na pewno problemem jest to, że różne przepisy powodują, że tyle żywności marnuje się u producentów i sprzedawców. Ale to nie jest problem mojej lodówki ani tego, ze to ja tyle jedzenia wyrzucam.
Nie ma problemu wyrzucania, bo jak się nie zje w jednym tygodniu, to w drugim. Ale są rzeczy które niezależnie od planów mogą się zepsuć. Ot, krojona w plasterki wędlina. To ile wytrzymuje zależy do jej jakości, prawda? Niektóre psują się wyjątkowo szybko, tak się trafi. Czy to moja wina? Albo czy moją winą jest, że mleko, które zazwyczaj wystarcza na cały tydzień nagle trzy dni po otwarciu okazuje się już nie do użycia? Albo wiosną kartofle? Albo cebula, której potrzebowałem pół, a trzeba było kupić całą? Czy to naprawdę moralny problem marnowania jedzenia? Bo co: bo nie chcę każdego dnia chodzić na zakupy to już marnuję?
A co dzielenia się z biednymi... Nie mam nic przeciwko. Obawiam się jednak, że błędnie definiujemy, kto jest biedny, a kto nie. Tradycyjnie użalamy się nad nadużywającymi alkoholu czy innych używek. Bo ich biedę widać. Nie zauważamy ludzi w podeszłym wieku żyjącym ze skromnych rent i emerytur, którzy od ust sobie odejmą, ale rachunki popłacą. I dopóki potrafią o siebie jeszcze zadbać są czyści i schludni. A gdy nie dają rady... Ech...
Jeśli kościół nie naucza to jakich spodziewa się rezultatów ? jak siewca może się spodziewać zbiorów na niwie którą nie obsiał ? Zresztą nie tylko ta tematyka , proszę zajrzeć na oficjalne strony kościelne , tak mówię o najwyższych kręgach władzy , wszystko to co mówi [ to nie to samo co naucza ] to jest jedynie SPÓŹNIONA REAKCJA na bieżące wydarzenia a nie wzorem panien mądrych z przypowieści wyprzedzanie wydarzeń , no tak , ale czy ja mam prawo tego wymagać od kościoła ? nie … nie mam prawa , bo aby wprowadzać , choćby teoretycznie jakąś wizją społeczną to trzeba ją najpierw mieć … kościół nie ma , wiec cóż będzie wprowadzał ?
Żeby uciąć możliwe polemiki : jak ktoś ma poważny stosunek do zagadnień społecznych to nie "wyskakuje" z pobożnymi życzeniami ale z rozwiązaniami systemowymi , brak takowych to brak czegokolwiek ,zero , puste słowa .
No dobrze ale przyjmijmy że rzeczywistość zaskakuje , a duchowni ...sa odcięci od świata , niekompetentni w wielu sprawach związanych z życiem kościoła co dają niekiedy wyraz w artkułach j/w , to wyraz bezradności , ale wtedy jak do braci w wierze należy powiedzieć laikatowi " na tym się nie znamy " pomóżcie , dajemy wam ten a ten resort struktur Watykanu … tego tez nie robią , de facto oddają władzę na kościołem ateistom , byle tyko nie laikatowi … ot , dowód "miłości" … miłości do Kościoła czy interesów grupowych ? i to jeszcze byłbym w stanie zrozumieć , tylko ze to interesy bardzo doraźnie rozumiane- "aby do jutra "
Schodzę na najniższy poziom nauki społecznej, zostawmy państwo , realizujmy godne życie [świadectwo wiary !] chrześcijańskie na małych wspólnotach ,żywność i jej gospodarowanie to proste tematy, tego też nie widzę , nic nie widzę społecznego w DZIAŁANIACH na poziomie parafii , a co im tam , przecież ludzie jeszcze przychodzą … czym się martwić , jutrem ? a kto je przeniknie ? tak, to postawa panien z przypowieści no...tych … mądrych inaczej .
Siódme przykazanie domaga się poszanowania integralności stworzenia. Zwierzęta, jak również rośliny i byty nieożywione, są z natury przeznaczone dla dobra wspólnego ludzkości w przeszłości, obecnie i w przyszłości. Korzystanie z bogactw naturalnych, roślinnych i zwierzęcych świata nie może być oderwane od poszanowania wymagań moralnych. Panowanie nad bytami nieożywionymi i istotami żywymi, jakiego Bóg udzielił człowiekowi, nie jest absolutne; określa je troska o jakość życia bliźniego, także przyszłych pokoleń; domaga się ono religijnego szacunku dla integralności stworzenia
Co do uczuć świni, skądinąd bardzo sympatycznego zwierzęcia... Zgadzam się. Zwrócę tylko uwagę, że przyrodzie lwy rozszarpują antylopy, koty łapią myszy, wilki rozszarpują sarny itd itp. A bakterie zjadają wszystkich, także nas, ludzi. A tym marnowanym jedzeniem - jak napisałem w komentarzu jakies zwierzęta też się żywią. Tyle że dawniej były to krowy i świnie (wiem, że nie jedzą tego samego, prosze mnie tu o niewiedzę nie posądzać) a teraz mewy szczury i parę innych. Nie sposób kwestii cierpienia zwierząt hodowlanych odrywać od tego, jak nasz świat jest urządzony. Zjadamy siebie nawzajem, taki jest obieg materii...
Czy to problem Kowalskiego.... Nie wiem co Pan/Pani rozumie pod hasłem "nieekologiczne środki transportu". Furmankę pewnie, bo jak wiadomo, taki koń to zużywa tlen i zanieczyszcza.... Transport istnieje tylko dzięki temu, że zużywamy określoną ilość energii na przemieszczenie się. Nie ma transportu bez użycia energii. Masa, przesunięcie i te sprawy. Silniki bywają różne, na rózne paliwa. Jedne są bardziej wydajne, inne mniej. Człowiek zdaje się jest stosunkowo mało wydajny i idąć sporo energii marnuje. Ja na przykład przy forsownym marszu się pocę, czyli marnuję energię - na ogrzanie i na schłodzenie. Jeśli z kolei używamy prądu - ten prąd jakoś musi być wyprodukowany. W warunkach polskich - wiadomo. I nie zależy to od Kowalskiego, prawda? Podobnie jak to, czy wodę albo mleko sprzedają mu w zwrotnych butelkach ze szkła czy plastikowych jednorazówkach...
Ergo: ekologia to nauka o ekosystemach, prawda? Pokazuje jak różne czyniki wpływają na inne. Pozwala zrozumieć funkcjonowanie całości. Co wspólnego z tak rozumianą ekologią ma mówienie o nieekologicznych środkach transportu? Jakie są "ekologiczne"? Albo, skoro wszystkie jakoś oddziałują na ekosystem jedne nazywa się ekologicznymi a drugie nie? Trzeba tylko spojrzeć na sprawę z perspektywy szerszej niż to, że jeden pali brudną niby rope a drugi niby czysty prąd. Trzeba wiedzieć jak się go produkuje. I trzeba widziec wszystkie konsekwencje. Radioakywnych odpadów elektrowni jądrowych też...
Zastanawia mnie jeszcze jedno. Z praw fizyki wynika, że jeśli uzyskujemy jakos energie, to znaczy, że przyroda jakoś ją oddała. Paląc węgiel uwalniamy energię słońca sprzed milonów lat, prawda? Zastnawiam się nad wiatrakami. Skoro jakoś część energii atmosfery zamieniamy na energię elektryczną, to jaki ma to wpływ na jej funkcjonowanie? Proszę się nie stukac w czoło i nie mówić, że wykorzystujemy niewielki ułamek jej energii. Przecież wiadomo, że machnięcie skrzydeł motyla w Anglii i tak dalej... Czy korzystając z energii wiatru nie zmieniamy atmosfery? Albo czy korzystanie z geotermii nie wpływa na klimat ziemi? Czy w ogóle można takie pytania zadać albo zaraz usłyszę, że jestem nieukiem co sie nie zna, a energia wiatru czy ziemi ma wartość nieskończoną i ich przy korzystaniu nie ubywa?
https://krakow.naszemiasto.pl/smog-w-krakowie-18112019-sprawdz-poziom-pm10-i-pm25-w/ar/c14-5036813
Uwagę zwraca zwłaszcza 15 listopada. A ostatnio sporo w Polsce wieje (a Pan zatrzymuje wiatr wiatrakami ;))
No i o tych "brudasach ekologicznych". Może Pan powiedzieć konkretnie o kogo chodzi? Wiem, że bywają ludzie palący byle czym. Nie zawsze z biedy. Ale wielu ludzi nie ma tego komfortu, że ma centralne ogrzewanie. I dość często nie od nich to zależy. Łatwo jest pokazywać palcami na innych, że to mordercy...
A co do reszty... Jak zwykle polemizuje Pan z ze swoimi wyobrażeniami na temat moich poglądów, nie z moimi poglądami. Przecież wcale nie usprawiedliwiam tych, którzy palą byle czym. Usprawiedliwiam tych, którzy palą węglem czy drewnem, bo nie mają alternatywy. Nie zauważył Pan?
Zastanawiam mnie w Pana wypowiedzi jeszcze jedno. To stwierdzenie, że w Krakowie jest lepiej. Rozumiem, że odkąd zmieniły się przepisy. W zeszłym roku było jeszcze źle, tak? A może już było lepiej? Tak czy nie? No bo choć zmiany wprowadzano juz oczywiście wcześniej ta krakowska uchwała antysmogowa zakazująca całkowicie palenia węglem i drewnem weszła w życie 1 września 2019 roku. Mamy ciepła jesień, więc jeszcze nie ma wielkiej potrzeby grzania. Pan natomiast w ciągu tych niecałych kilku miesięcy zdążył kilka razy odwiedzić Kraków i stwierdzić autorytatywnie, ze jest lepiej niż w zeszłym roku?
Nie mam nawet nic przeciwko ochronie przyrody. Jestem jak najbardziej za. Jestem tylko przeciw takiej ochronie przyrody, która człowieka traktuje jak chorobe i go z ekosystemu chce wykluczyć. Jestem przeciwko takiej ochronie przyrody, która niby chroniąc szkodzi. I przeciwko takiej ochronie przyrody, którą jest zasłoną dymną dla różnych rolnych, przemysłowych czy państwowych lobby, pozwalając jednocześnie "działaczom" całkiem dobrze żyć z oprotestowywania wskazanych inwestycji.