Już po raz szósty w II niedzielę Adwentu obchodzimy Dzień modlitwy i pomocy materialnej Kościołowi katolickiemu na Wschodzie.
Kolejka do ochronki Do ochronki obok kaplicy przychodzi 20 dzieciaków. W kolejce zapisano 60. S. Karolina: – Sasza jest z ruskiej rodziny, ale łapie słówka po polsku. Rodzice Nastii i Pawlika są grekokatolikami. Sofijka, Antoś, Witalik i kilku innych pochodzą z polskich rodzin. Wszyscy modlą się po polsku. A po zajęciach ciągną rodziców do kaplicy. – Boża drużba (przyjaźń) narodów – mówi Jana, pomocnica w ochronce. Kaplica w domu Do Zimnej Wody (ks. Jacek: – Największa wioska Ukrainy – 8 tys. mieszkańców) jedzie się przez polne wertepy. Kołysze jak na łajbie. W drodze ze Lwowa s. Karolina głośno czyta Brewiarz. Zatrzymujemy się przed niedużym domkiem. To pierwsza Msza po remoncie pokoju-kaplicy. – Dotąd na ołtarzu stało kilkanaście świętych figur obwieszonych różańcami, teraz będzie tylko Matka Boża Fatimska, bo takie jest wezwanie parafii – tłumaczy proboszcz. – To święte miejsce, choć wygląda jak dom – opowiadają parafianki. – W tej kaplicy żyła Bronisława, Polka, i jej mąż, ruski, Iwan. Ona go nawróciła. Byli bezdzietni i zostawili ten dom na kaplicę. Kiedy prześladowali Kościół, to wszyscy księża – i grekokatolicy, i rzymscy, tu mieli Msze. Przez 30 lat. W Zimnej Wodzie Marta, przyszła policjantka, i młodsza Nastia ćwiczą w zakrystii czytania. Bogdan, II rok technicznego kursu, przygotowuje szaty do Mszy. Serhij wkłada komżę. Kilkuletni Misza dokazuje. W korytarzu ktoś się spowiada. Z przodu kaplicy siedzą kilkuletnie dzieciaki. Dalej ich babcie, między nimi nastolatki. Tylko kilka kobiet i mężczyzn w sile wieku. Podczas Mszy starsze panie reagują spontanicznie. – Pokój i miłość z Tobą – pozdrawiają się przed Komunią. Polski miły – My Polki wszystkie, ale wyszły za Ukraińców – mówi Irena Gredij. – Tu się rodzili moi dziadkowie: Chmielewski Andrzej, Agnieszka, moja mama Józefa i moja siostra Czesława. Cześka, idź no tu – woła siostrę. Obok panie Maria i Katarzyna. – Dzieci u nas mówią po ukraińsku, tylko ja i siostra idziemy po śladach matki, chcemy tak do końca. Zawsze język polski jest mi miły. Zięć mój katafalny (prawosławny), ale święta najpierw obchodzimy polskie, potem ukraińskie. Jezus w samochodzie Nadia wygląda na 39 lat, ma 10 więcej. Pomadka na ustach, apaszka. Wyjechała z Zimnej Wody do pracy we Włoszech. – Moja babcia była polska – mówi. – Moja mama, Aniela, chora, Komunię chce przyjąć. – Dawno nikt mnie tu nie wzywał do chorego – mówi ksiądz. Jego łada pęka w szwach. On, ja z kolegą fotoreporterem, córka chorej, na jej kolanach leciutka s. Karolina, pani Nadia (opiekunka kaplicy, kościelna). – Tu wszyscy z własnej inicjatywy dbają o kaplicę, wyjątkowa wspólnota. Mamy stąd dwa powołania – siostra i kleryk – 10 procent parafian – chwali ksiądz. „Niechaj będzie pochwalony” – adorujemy w aucie Najświętszy Sakrament. W nagrzanym pokoju wilgoć i grzyb. Pani Aniela, chuda jak trawka, pod nastroszoną pierzyną. W chustce i grubych okularach. Modlimy się i klękamy, kiedy przyjmuje Komunię. Po chwili jakaś radośniejsza opada na poduszkę. – Pani chodziła do kaplicy, teraz my będziemy do pani – pochyla się nad nią s. Karolina. – Boli coś panią? – Poddała się... – kiwa głową zatroskana Nadia, zakrystianka. Zostaje porozmawiać. Światło w oknach Rano, kiedy do lasu wokół kaplicy wybiegają na jogging mieszkańcy Sichowa, i wieczorem, w kaplicy pali się światło. Niektórzy zatrzymują się obok i żegnają. Co ciekawsi, zaglądając przez okna, mogą zobaczyć dwie klęczące zakonnice. Zimą zdarza się, że po dwóch godzinach czuwania s. Karolina wychodzi, gwałtownie rozcierając dłonie: – Zapomniałam się, a okno w zakrystii uchylone i zmarzłam.
Kraje V4, gdy występowały wspólnie, zawsze odnosiły sukces w UE.
Zdaniem gazety władca Kremla obawia się także zamachu stanu.
To kontynuacja procesu pokojowego po samorozwiązaniu Partii Pracujących Kurdystanu
Liczba rannych wzrosła do 29, (jest wśród nich) sześcioro dzieci.
Zaatakowano regiony chersoński, doniecki i dniepropietrowski.