Dobrze, że jesteście. Słudzy od pięciu chlebów i dwóch ryb.
Smutny proboszcz to kiepski proboszcz. Dlatego staram się pokazywać pogodną twarz.
Wypełnione niegdyś świątynie uśpiły i poczuliśmy się zwolnieni z czytania – jak to pięknie określił Sobór – znaków czasu.
Jakie mają szanse rozwiązania moralnych dylematów (...) bez konieczności sięgania po maczetę?
Kościół świadomy swej wiary i tożsamości chrzcielnej, gotowy dawać świadectwo, poradzi sobie w każdej sytuacji.
Bycie w Kościele również wymaga cierpliwości. Większej, niż przy wklejaniu do kalendarza rozważania.
Być może ktoś nazwie mnie dinozaurem. Mimo to, pisząc i mówiąc o Wielkim Poście, wolę posługiwać się językiem tradycyjnym.
Przeżywanie religijności w dużych grupach daje poczucie siły. Ale by poczuć się w domu potrzebna jest mała wspólnota.
Co zrobić, by rezygnując z pewnych oczywistych form i działań nie stracić tych, do których nowa ewangelizacja jest skierowana?
Nigdy nie odnosiłem wrażenia, że mam do czynienia ze zgorzkniałymi kobietami, przytłoczonymi ciężarem niepojętych decyzji przełożonych.