W wielu chrześcijańskich krajach świata w tych dniach kolejki stoją już tylko w sklepach.
Każde przejście ulicami miasta z procesją jest wyznaniem wiary, jest wejściem Boga w normalne, codzienne życie ludzi. Wspólne przejście w procesji ludzi, których dotychczas dzieliła granica państwa, jest zwycięstwem jedności w Bogu.
Wszystko to prawda, ale nie w Moskwie, a w Petersburgu, nie samochody, ale rowery i nie rozdają, a kradną. Tak miano odpowiedzieć w mitycznym Radiu Erewań, symbolu zakłamanej propagandy, na pytanie czy prawdą jest, że w Moskwie rozdają samochody.
Większość naszych parlamentarzystów deklaruje się jako katolicy. Dla nich list przypominający w niezwykle ważnej kwestii stanowisko Kościoła, którego są członkami, to wsparcie.
Trochę mnie dziwi, gdy odkrywam wśród swoich współwyznawców triumfalistyczną wizję Kościoła. Kościoła, który słowem Bożym zawojuje cały świat i rzuci wszystkich niedowiarków, heretyków i odszczepieńców na kolana. Może to i piękna perspektywa, ale chyba niezgodna z tym, co swoim uczniom zapowiedział Jezus Chrystus.
Obrona tego dnia, jako przynajmniej częściowo świątecznego, jest ważna dla przyszłości polskich katolików.
Sporo się ostatnio pisało o maturze z religii. Niespecjalnie lubię ten temat komentować. Bo często trzeba by zacząć od wytknięcia wypowiadającym się mizernej znajomości tematu. Dlatego w sumie ucieszył mnie zamieszczony w Dzienniku komentarz Piotra Zaremby.
Cztery pytania znajdują się na końcu „Listu z Cochabamby", napisanego przez brata Aloisa podczas spotkania młodych z Ameryki Łacińskiej. Sytuacja na tym kontynencie z pewnością bardzo mocno takie pytania narzuca, ale zadać je sobie powinien każdy.
Spośród wielu, czasem gorących informacji ostatnich dni, zaciekawiła mnie szczególnie jedna. Widać niepozorna, sądząc z braku reakcji na nią prasy i naszych serwisowych komentatorów. Ale mnie aż zaświeciły się oczy.
Wielokrotnie w dziejach Kościoła wierni świeccy mieli znaczący wpływ na podejmowane decyzje. Mimo to Kościół nie stał się instytucją opartą na demokracji.