Wszystko to prawda, ale nie w Moskwie, a w Petersburgu, nie samochody, ale rowery i nie rozdają, a kradną. Tak miano odpowiedzieć w mitycznym Radiu Erewań, symbolu zakłamanej propagandy, na pytanie czy prawdą jest, że w Moskwie rozdają samochody.
Śmialiśmy się z takich kawałów do rozpuku. Uważaliśmy, że we wszelkich sporach najważniejsze jest oparcie się na faktach. I co? Niewiele się w tym względzie zmieniło. Wyznawcy różnych ideologii zarzucają dziś Kościołowi, że kieruje się wiarą, nie zdrowym rozsądkiem. Ba, czasem jak Piotr Pacewicz w ostatnim komentarzu w Gazecie Wyborczej na temat stosunku biskupów do „in vitro” zarzucają mu fanatyzm. Nie zauważają przy tym, że ich światopogląd, wbrew temu co głoszą, nie jest oparty wyłącznie na doświadczeniu i rozumie. Mamy tam przesądy i ślepą wiarę w modne tezy. A co gorsze, przemilczenia i naginanie faktów. Może nie aż takie, jak w przytoczonym kawale. Ale jednak powodujące, że z całościowego obrazu sprawy tworzy się karykatura. Poglądy Kościoła na temat zapłodnienia „in vitro” nie są nowością. Dość dokładnie sprecyzowano je dwadzieścia lat temu w instrukcji Kongregacji Nauki Wiary „Donum vitae”. Zagadnienia te są omawiane na katechezie. Młodzież ma szanse dowiedzieć się czym jest GIFT, LTOT, DIPI czy FIVET, jaka jest ich skuteczność, co dzieje się z powstającymi w niektórych metodach zapłodnionymi, a niewykorzystanymi jajeczkami (tak tak, katecheza to nie tylko uczenie paciorka, jak myślą niektórzy). Trudno więc uznać stanowisko biskupów za zaskakujące. List biskupów był tylko przypomnieniem nauki Kościoła w tej kwestii. Przypomnieniem szczegółowym, podnoszącym wszystkie zastrzeżenia, jakie owe metody budzą. I chyba bardzo potrzebnym, bo mam wrażenie, że niektórzy wypowiadający się na ten temat w mediach wiedzą znacznie mniej, niż powinien wiedzieć uczeń trzeciej klasy szkoły ponadgimnazjalnej. Pan Piotr Pacewicz uznał to za fanatyzm. Jego prawo. Ale dlaczego nie podszedł do sprawy z większym obiektywizmem, a z prawie religijnym entuzjazmem? Dowody? Prawdę znaną nam dzięki postępowi w biologii, że zapłodnione jajeczko jest już nowym organizmem, nazywa założeniem. Czyli czymś, co się przyjmuje jako podstawę rozumowania, ale czego się nie udowadnia, co może więc być przedmiotem dyskusji. Ignoruje znany dzięki badaniom fakt, że nie używanie prezerwatyw zapobiega rozprzestrzenianiu się w społeczeństwach wirusa HIV, a propagowana przez Kościół czystość, która domaga się ograniczenia kontaktów seksualnych do współżycia w małżeństwie. Rozpisuje się natomiast o odczuciach lekarzy, którzy doprowadzając do powstania życia w probówce czują się jak Bóg. Przepraszam, ale czemu odczucia chrześcijan lekceważyć, a przyjmować jako racjonalne odczucia tych lekarzy? Pan Piotr Pacewicz nie cofnął się też przed zagraniem na uczuciach, porównując sytuację małżeństw, które się zdecydowały na sztuczne zapłodnienie do Świętej Rodziny, która też musiała przeciwstawiać się ludzkiemu gadaniu. Nie chciał przy tym zauważyć, że powód owego ludzkiego gadania był zupełnie inny. I że nawet najbardziej wścibscy sąsiedzi, którzy mogliby małżeństwa decydujące się na sztuczne zapłodnienie wziąć na języki nie wiedzą, czy dziecko poczęło się w małżeńskim łożu czy w probówce. Zupełnie zaś przemilczał fakt, że kontekstem tej dyskusji nie jest to, czy takie metody mogą być stosowane – bo i tak mimo sprzeciwu Kościoła są – ale czy przy znanej biedzie służby zdrowia, skazującej czasem na śmierć tych, którym zabraknie na refundację leków, należy sztuczne zapłodnienie finansować z państwowych funduszy. Powtarzający co tydzień „Wierzę w jednego Boga” uznawani są za fanatyków. Ci, którzy przy różnych okazjach powtarzają „wierzę w medycyny postęp” za ludzi światłych i nowoczesnych. Może warto podstawy takich przekonań zrewidować?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.