Trochę mnie dziwi, gdy odkrywam wśród swoich współwyznawców triumfalistyczną wizję Kościoła. Kościoła, który słowem Bożym zawojuje cały świat i rzuci wszystkich niedowiarków, heretyków i odszczepieńców na kolana. Może to i piękna perspektywa, ale chyba niezgodna z tym, co swoim uczniom zapowiedział Jezus Chrystus.
„Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia”, czytam w Ewangelii świętego Mateusza. Gdy przeglądam wczorajsze i dzisiejsze informacje, nie mam wątpliwości, że ta zapowiedź nic nie straciła na swojej aktualności. Wyjątkowo dużo w nich wieści o trudnościach, na jakie natrafiają wierzący w Chrystusa na świecie. Z południa Egiptu doszły informacje o zamieszkach, w których palono domy i sklepy chrześcijan. Rosyjskie prawosławne centrum praw człowieka zwróciło uwagę na rosnące ataki mediów światowych na Kościół katolicki. W Watykanie przedstawiono trudną sytuację chrześcijan w Ziemi Świętej, gorzko komentując brak postępów w rozmowach, które miały doprowadzić do unormowania sytuacji Kościoła katolickiego w Izraelu. Z tego właśnie kraju pochodzi jedna, ciut jaśniejsza informacja. Władze zdecydowały się w końcu, po ponad dwóch latach, zaaprobować wybór grecko-prawosławnego patriarchy Jerozolimy, Teofilosa III. Nie jestem pewien, czy podłożem wszelkich zamieszek, w których napada się na chrześcijan jest niechęć do Ewangelii. Skoro w Polsce do ich wszczynania wystarczy miłość do jednego czy drugiego klubu piłkarskiego podejrzewam, że podobne mechanizmy mogą zadziałać w innych regionach świata. Jest coś takiego w ludziach, zwłaszcza młodych, że lubią uczestniczyć w awanturach. To nawet nie wymysł naszych czasów. Święty Franciszek też wyprawiał się na wojenki, jakie toczyły między sobą miasta włoskie. Dziś chyba patrzylibyśmy na nie podobnie jak na wybryki stadionowych chuliganów. Ale pozostaje faktem, że niepokojąco często ofiarami takich wydarzeń stają się osoby wyznające wiarę w Jezusa Chrystusa. W niektórych regionach świata staliśmy się chłopcami do bicia. Jako że świat zachodni przeżywa zachwyt ideą niestosowania przemocy (fizycznej), tu stosowane są inne metody. Sponiewierać, opluć, ośmieszyć. A potem zasłaniać się wolnością słowa czy twórczej wypowiedzi. To metoda chętnie stosowana przez tych, którzy sami siebie uważają za intelektualną awangardę ludzkości. Dla nich chrześcijanie stali się kimś w rodzaju klasowego popychadła. Niby wszyscy uznają godność osoby, są za tolerancją, walczą z uprzedzeniami. I co? Gdy przychodzi do konkretów, zostają puste słowa. Bo przecież popychadłu się należy. Jest taki głupi, nieporadny, nieżyciowy, staroświecki. Chrześcijanom – zdaniem „elit” – też się należy. Trudno się oprzeć wrażeniu, że wobec chrześcijan jest stosowana jeszcze jedna metoda spychania na margines. Zwodzenie. To metoda obliczona na zmęczenie. Na dłuższą metę dość skuteczna. Powoduje niechęć do upominania się o swoje – bo to i tak nic nie da – i przyjęcie strategii na przetrwanie. Kłopotliwy partner dialogu przestaje być przeszkodą i można realizować swoje cele. Zestawiając ze sobą pełne entuzjazmu informacje z początku grudnia i te dzisiejsze, trudno oprzeć się wrażeniu, że taką właśnie strategię zmarginalizowania chrześcijan przyjął Izrael. Tyle że to chyba metoda stosowana znacznie częściej. Gdyby dokładniej analizować relacje na linii Kościół – polityka… I co? Ano, chyba trzeba nam, chrześcijanom, ciągle wracać do nauki Jezusa. W tym samy fragmencie Ewangelii Mateusza, w której Jezus zapowiadał prześladowania, czytam też: „Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!”. Z perspektywy Bożego królestwa taka postawa ma sens.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.