Jedną lub nawet kilka bomb dymnych wrzucono we wtorek wieczorem na teren posesji przed Białym Domem - poinformowała Secret Service, agencja chroniąca prezydenta, jego rodzinę i współpracowników.
Do incydentu doszło podczas demonstracji około tysiąca aktywistów ruchu "Okupuj D.C.", prostujących przeciwko nadużyciom banków i nierówności społecznej.
Prawdopodobnie któryś z uczestników protestu przerzucił bomby przez ogrodzenie na trawnik przed Białym Domem. Siły porządkowe rozproszyły demonstrantów, ale nikogo nie zatrzymały. Podczas całego zdarzenia nikt nie mógł opuścić Białego Domu od strony Pennsylvania Avenue.
Agenci ochrony wykorzystali specjalne roboty do unieszkodliwienia ładunków dymnych.
W czasie incydentu Baracka Obamy i jego żony Michelle nie było w Białym Domu. Oboje przebywali w pobliskiej restauracji na kolacji z okazji urodzin 48. urodzin Pierwszej Damy. Gdy powrócili do Białego Domu, służby bezpieczeństwa opanowały już sytuację. (PAP)
Co czwarte dziecko trafiające dom"klasy wstępnej" nie umie obyć się bez pieluch.
Mężczyzna miał w czwartek usłyszeć wyrok w sprawie dotyczącej podżegania do nienawiści.
Decyzja obnażyła "pogardę dla człowieczeństwa i prawa międzynarodowego".
Według szacunków jednego z członków załogi w katastrofie mogło zginąć niemal 10 tys. osób.
Nazwy takie nie mogą być zakazane - poinformowała Rada Stanu powołując się na wyrok TSUE.