Ponad 150 tys. ludzi szuka schronienia w Sudanie Południowym z powodu walk, jakie toczą się od roku w przygranicznych prowincjach należących do Sudanu Północnego pomiędzy armią z Chartumu, a rebeliantami - głosi czwartkowy raport Amnesty International (AI).
Według raportu, od czerwca 2011 do kwietnia 2012 roku do Sudanu Południowego uciekło 114 tys. ludzi. Liczba uchodźców stale rośnie. Jak podaje organizacja Lekarze Bez Granic (MSF) codziennie granicę przekracza nawet 2 tys. osób. Są to uciekinierzy z Północy, gdzie - po podziale Sudanu na dwa państwa - pozostały dziesiątki tysięcy rebeliantów, którzy walczyli z reżimem w Chartumie, czyli stolicą Sudanu Północnego.
Konflikt w Południowym Kordofanie i Błękitnym Nilu - przygranicznych prowincjach należących do Sudanu Północnego - sięga czasów wojny domowej, która zakończyła się w 2005 roku porozumieniem pokojowym.
Sudan Południowy uzyskał niepodległość w lipcu 2011.
"Sytuacja jest dramatyczna, po dwóch stronach granicy codziennie umiera z wycieńczenia 30-40 osób" - powiedział w wywiadzie dla agencji Reutera Malik Agar - przywódca Sudańskiego Frontu Rewolucyjnego, koalicji trzech grup rebelianckich walczących z północnosudańskim reżimem prezydenta Omara el-Baszira.
"W obu prowincjach panują niedobory żywności spowodowane świadomą polityką północnosudańskiego rządu, który nie dopuszcza do nich pomocy humanitarnej" - oświadczyła w czwartek szefowa AI Polska Draginja Nadażdin.
Samoloty SAF (ang. Sudanese Armed Forces - z Północy) bombardują również szkoły, kliniki i kościoły. Tysiące ludzi tygodniami ukrywają się w buszu lub na piechotę próbują dotrzeć na terytorium Południa.
"My maszerowaliśmy ponad 20 dni, bez jedzenia. Wielu ludzi jest nadal w drodze, ci starsi i słabsi zostali z tyłu" - powiedział PAP Taban, który kilka tygodni temu dotarł wraz żoną i trójką dzieci do obozu dla uchodźców w Doro. " Mam pecha, że urodziłem się w Sudanie" - dodał.
Liczba uchodźców rośnie w zastraszającym tempie. Trwa pora deszczowa, lada dzień wyboiste drogi zamienią się w płynące błotem rzeki. Obozy dla uchodźców w Maban, gdzie obecnie przebywa ich ponad 90 tys., mogą zostać odcięte od świata.
"Mamy tu sytuację krytyczną. Codziennie rozprowadzamy 90 tys. litrów wody. Nasze zbiorniki będą puste do końca tygodnia, wtedy sytuacja będzie krytyczna" - powiedział koordynator kryzysowy Lekarzy Bez Granic Patrick Swartenbroekx.
Według pracowników organizacji humanitarnych w obozach na terytorium Południa w prowincji Górnego Nilu najgorszy z możliwych scenariuszy właśnie się spełnia. Ludzie szukają schronienia pod drzewami, brakuje plastikowych folii, z których można zbudować choćby prowizoryczne schronienie. Mówi się również o zagrożeniu epidemią cholery.
AI ujawniła przypadki wcielania uchodźców siłą do oddziałów armii rebelianckich.
Przywódcy grup rebelianckich prowadzą obecnie rozmowy z przedstawicielami ONZ, Unii Afrykańskiej i Ligi Arabskiej o możliwości bezpiecznej dystrybucji pomocy humanitarnej w rejonach przez nich kontrolowanych.
Dyskusje toczą się w ramach negocjacji pomiędzy Północą a Południem, które niedawno wznowiono po konfrontacjach zbrojnych armii obu państw w roponośnych rejonach granicznych. Chartum i Dżuba muszą dokładnie wytyczyć granice, uzgodnić wysokość opłat za korzystanie z rurociągu, który biegnie na nad Morze Czerwone, określić status obywatelski mieszkańców obu terytoriów i podział długu narodowego.
Jednym z newralgicznych tematów rozmów jest kwestia wspierania grup rebelianckich przez Dżubę, o co oskarża swego sąsiada Chartum. Południowy Sudan zarzuca zaś rządowi Baszira dozbrajanie partyzantki na jego terytorium. Obie strony zaprzeczają wzajemnym oskarżeniom.
Mimo że armia Północy od lat łamie prawa człowieka, a prezydent Sudanu jest ścigany listem gończym za zbrodnie w Darfurze, Sudan nadal jest jednym z największych rynków zbytu broni na świecie. Według raportu AI w ostatnich latach głównymi dostawcami broni do Sudanu są: Białoruś, Chiny, Rosja i Ukraina.
W sudańskiej wojnie domowej między Północą a Południem, która trwała 22 lata, zginęło ponad 2,5 mln osób, a ponad 4 mln zostało zmuszonych do opuszczenia domów.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.