Białoruski opozycjonista Andrej Sannikau potwierdził, że otrzymał azyl polityczny w Wielkiej Brytanii i przekonuje, że tylko za granicą będzie mógł pracować na korzyść swojego kraju. Sannikau mówił o tym w wywiadzie dla niezależnego Radia Swaboda.
Opozycjonista, były kandydat w wyborach prezydenckich w 2010 roku, po których został aresztowany i skazany na pięć lat kolonii karnej, potwierdził, że azyl w Wielkiej Brytanii otrzymał pod koniec października.
"Jestem dziś na wolności i już zacząłem się spotykać z politykami i działaczami społecznymi" - powiedział w wywiadzie.
Zapowiedział, że na emigracji będzie zajmował się tym samym, co robił kiedyś jako wiceminister spraw zagranicznych Białorusi: "Jestem dyplomatą. Jeden z moich szefów powiedział kiedyś - i tej zasady się trzymam - że trzeba szukać przyjaciół dla swojego kraju".
W wywiadzie Sannikau nie mówi o swym zwolnieniu z kolonii karnej po skierowaniu prośby o ułaskawienie do prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Żona Sannikaua, opozycyjna dziennikarka Iryna Chalip, poinformowała na początku roku, że prośbę tę podpisał na skutek tortur.
Opozycjonista wskazał, że po zwolnieniu go w kwietniu z kolonii karnej wywierano presję na niego i osoby, które z nim się kontaktowały. "Każdego dnia stykałem się z totalnym śledzeniem przez służby specjalne: podsłuchiwano moje mieszkanie, telefony, (inwigilowano przez) komputer i nawet Skype'a. Trzeba było zadecydować - czy zostać i zająć się po prostu życiem osobistym, czy wyjechać, żeby pracować" - mówi Sannikau.
Uważa on, że jego wyjazd pomoże jego rodzinie, która została w Mińsku - żonie, która skazana jest na dwa lata w zawieszeniu za udział w protestach powyborczych oraz kilkuletniemu synowi. "Jestem teraz pod ochroną wpływowego państwa europejskiego, a to znaczy, że chroniona jest i moja rodzina, bo istnieją zobowiązania międzynarodowe dotyczące rodzin ludzi, którzy otrzymali azyl za granicą" - wskazuje Sannikau.
Były kandydat opozycji, który został przez obrońców praw człowieka uznany za więźnia sumienia uważa, że władze białoruskie obeszły się ze skazanymi po wyborach 2010 roku gorzej niż w ZSRR. "Wówczas (w czasach radzieckich) nienawidzili więźniów politycznych, ale mimo wszystko nie narzucano im (w więzieniu) zwyczajów i reguł kryminalnych" - powiedział opozycjonista.
Odrzuca on ocenę, że jego wyjazd z Białorusi świadczy o słabości. "Jeszcze raz podkreślam - na Białorusi po wyjściu z więzienia praca była niemożliwa" - mówi Sannikau.
W maju 2011 roku Sannikau został skazany na pięć lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze w związku z opozycyjną demonstracją w Mińsku w wieczór po wyborach prezydenckich 19 grudnia 2010 roku. Sąd uznał go za winnego organizacji masowych zamieszek. Wyrok na Sannikaua był jednym z najwyższych w serii procesów wytoczonych po wyborach opozycyjnym kandydatom i uczestnikom demonstracji. Podczas procesu opozycjonista poinformował, że szef białoruskiego KGB Wadzim Zajcau groził mu zabiciem żony i małego syna.
58-letni Sannikau, lider opozycyjnego ruchu "Europejska Białoruś", był wiceministrem spraw zagranicznych Białorusi w latach 1995-1996.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.