O ideowej próżni, gorylach i redaktorze, który samego siebie przechytrzył w wyjątkowo dziś subiektywnym przeglądzie.
Krótki wpis postawił na nogi wielu. „Zanim w poniedziałek tygodniki ukażą się w sprzedaży, w sobotę już są rozebrane na Twitterze.” Nie trzeba było długo czekać. Kilka minut później ktoś obwieścił, że nowy numer Newsweek’a otwiera zdjęcie Tomasza Lisa. Tym razem przezwyciężyłem niechęć, wsiadłem w samochód i pojechałem. Niechęć, bo generalnie nie mam ochoty uczestniczenia w czymś, co bardziej przypomina tradycyjną wiejską zabawę aniżeli salon intelektualistów. Aczkolwiek ktoś może słusznie zaprotestować, na nieadekwatność porównania wskazując i będę go dobrze rozumiał. Bo dziesięć już lat jestem proboszczem wiejskiej parafii a jakoś nie słyszałem by zabawy w okolicy kończyły się sztachetowym łomotem. Wracajmy jednak do Newsweek’a. Trudno go było znaleźć bo dziwnym losu zrządzeniem w prasie kobiecej był ulokowany. A i zdjęcia naczelnego wypatrzeć nie mogłem. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy na okładce ujrzałem… goryla biało-czerwoną wstęgą przepasanego.
Trudno nie przyznać racji jednemu argumentowi, zaprezentowanemu przez redaktora Lisa we wstępniaku. „W czasach kryzysu, braku perspektyw i braku nadziei młodzi Polacy mają w sensie idei bardzo skromne menu.” Tu się zgadzam. Reszta nas już tylko dzieli. Bo jest poszerzeniem oferty wspomnienie o stypendium na katolickim uniwersytecie, na którym wywodzący się z szeregów jezuitów profesorowie byli za aborcją? Albo kilka historii tak opowiedzianych, by czytelnik już nigdy więcej nie miał wątpliwości, że Wszechpolacy to goryle i troglodyci, wypełniający szturmem ideową próżnię? To ma być ideowa propozycja? Inspiracja debaty na tematy ważne? Oj chyba redaktor samego siebie przechytrzył i stawiając zarzuty innym sam bezideowością zgrzeszył.
Przechodząc na drugą stronę podwórka. Paweł Kukiz swoja bajkę opowiada w Tygodniku Lisickiego (Do Rzeczy gdyby ktoś jeszcze nie wiedział). Jak to inspirowany „Myślami nowoczesnego Polaka” Dmowskiego i „Pismami” Piłsudskiego „Siłę i honor” tworzył. Pomijam apokaliptyczna wizję uwięzienia artysty na mocy przygotowywanej ustawy, z językiem nienawiści mającej walczyć. Sam też się jej obawiam, bo oprócz wspomnianych Myśli mam jeszcze w domu, ba wracam do nich czasami, „Legendę Młodej Polski” i „Pamiętniki” Stanisława Brzozowskiego. Spoglądam na stare egzemplarze i tym się pocieszam, że w jednej celi z panem Pawłem wreszcie o ideach będziemy mogli rozmawiać. By przed monotematycznością się uchronić może jeszcze „Społeczeństwo otwarte” Karola Poppera z biblioteki zabierzemy i paru innych, niekoniecznie współczesnych filozofów.
Piszę o tym z odrobiną ironii nie po to, by komukolwiek wykazywać na jakim ideowym poziomie się znajduje. Raczej by przypomnieć, że prawdziwa dyskusja zaczyna się wówczas, gdy od argumentów ad personam przechodzimy do argumentów ad rem. Tomasz Lis Dmowskiego i Brzozowskiego lubić nie musi. Podobnie jak Lisicki nie musi przepadać za Tischnerem czy Kołakowskim. Ale dla powagi dyskusji, dla twórczego i merytorycznego jej pogłębienia, znać i czytać ich muszą jeden i drugi. Bez tej znajomości zamiast dyskusji będzie kompromitacja. Jak to widzieliśmy w telewizyjnej rozmowie z księdzem de Berier, gdy okazało się, że prowadząca program dziennikarka nie raczyła przeczytać wywiadu, udzielonego tygodnikowi „Uważam Rze”, posiłkując się tym, co przeczytała i zasłyszała u innych.
Wracając do goryli i troglodytów. Trudno nie przyznać racji posłowi Godsonowi, gdy w wywiadzie dla „Do Rzeczy” twierdzi, że „pewne wartości są niezmienne. W sprawach rodziny nie można negocjować. Jeżeli stale będziemy przesuwać granicę tego, co jest rodziną, to nie znajdziemy miejsca, w którym będziemy mogli się zatrzymać.” Jedno nie ulega najmniejszej wątpliwości. Sprowadzając dyskusję do wspomnianego już dwukrotnie poziomu goryli i troglodytów, miejsca zatrzymania nigdy nie znajdziemy.
Co nie znaczy, że tej dyskusji nie będzie. Człowiek jej spragniony znajdzie swoją kawiarnię i swój stolik. Nie zobaczy przy nim samozwańczych elit, jak to ktoś pięknie ujął. Za to usłyszy argumenty. I będzie mógł swoje przedstawić bez lęku o nazwanie gorylem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.