Trwający w Nigerii konflikt nie jest "wojną religijną", lecz "wojną między biednymi" uważa Kościół katolicki w tym kraju. Główny problem ma podłoże polityczne i ekonomiczne, a nie religijne - oświadczył przewodniczący Konferencji Biskupów Nigerii, abp John Olorunfemi Onaiyekan.
Według relacji misyjnej agencji Misna w Rzymie, rząd centralny w Abudży zarzucił arcybiskupowi, że za mało skutecznie reaguje na lokalne konflikty. Arcybiskup Jos w stanie Plateau, gdzie doszło do zamieszek, Ignatius Ayau Kaigama, skrytykował media za przesadne informacje na temat konfliktu. Zwrócił uwagę, że przede wszystkim podano zawyżoną liczbę ofiar. Według źródeł kościelnych w zamieszkach, do jakich doszło 2 maja w miejscowości Yelwa zginęło nie 600 - jak podały media - ale 60-70 osób, gdy uzbrojona grupa członków szczepu Tarok, z których większość stanowią chrześcijanie, napadła na muzułmańskich członków szczepu Fulani. Przez wiele lat współżycie między tymi grupami układało się pokojowo, podkreślił z kolei abp Onaiyekan. Zwrócił też uwagę, że konflikt wybuchł między ludnością miejscową a "przybyszami". W pojęciu Nigeryjczyków Fulani są zawsze obcymi, nawet jeśli żyją tam już od pokoleń - wyjaśnił przewodniczący Konferencji Biskupów Nigeryjskich.
Za głosowało 236 posłów, przeciwko było 186, a 5 wstrzymało się od głosu.
Co powiedziałby terapeuta Kościołowi, gdyby on, jako pacjent, zawitał w jego gabinecie?