Świetny kierowca i tenisista, instruktor narciarstwa, miłośnik lotnictwa, koneser pięknych przedmiotów i przystojny bywalec salonów o niezwykłym uroku osobistym. Kto to? Hugh Grant? Nie. Ks. Georg Gaenswein, osobisty sekretarz Benedykta XVI. Pisze o nim tygodnik Polityka.
Ta najsłynniejsza, która obiegła Rzym tuż po inauguracji nowego pontyfikatu, mówi o straszliwej awanturze, jaka wybuchła w Watykanie, gdy kategorycznie odmówił podania numeru swojego telefonu komórkowego jednemu z niemieckich biskupów. Prasa pisze także o tym, że don Georg ma w Wiecznym Mieście przepiękne mieszkanie, urządzone w wykwintnym stylu, i zastanawia się, czy wymyka się czasem do niego i czy ma czas na swoje ulubione sporty.
W kontaktach z gośćmi papieża w Pałacu Apostolskim jest ujmująco grzeczny i sympatyczny, a nawet, co można zauważyć, wyraźnie skonfundowany zainteresowaniem, jakie go otacza. Unika wzroku przyglądających mu się kobiet, i choć nie stroni od dziennikarzy i pozwala się fotografować, natychmiast odbiera nadzieję na rozmowę przed mikrofonem. W tym – przynajmniej na razie – naśladuje arcybiskupa Dziwisza, który przez cały pontyfikat Jana Pawła II nie udzielił żadnego wywiadu. Z księdzem Georgiem dziennikarze najchętniej porozmawialiby natomiast o nim samym. Nie można wykluczyć, że skoro już teraz, zaledwie trzy miesiące po nominacji na papieskiego sekretarza, trafia na okładki magazynów, być może zostanie uznany za osobę jeszcze bardziej medialną od Benedykta XVI, nawet jeśli będzie to tylko milcząca obecność.
„Prawdopodobnie nigdy nie usłyszymy jego głosu” – przypuszcza Accattoli. Własne teorie na temat prałata Gaensweina mają specjaliści od mediów. „Elegancja i uroda zawsze pomagają, także w Kościele. Ksiądz jest doskonałym kapłanem na trzecie tysiąclecie” – uważa Barbara Vitti, zajmująca się kreowaniem wizerunku osób publicznych. Inni w obecności przystojnego księdza u boku papieża dopatrują się zapowiedzi ważnych zmian w medialnej strategii Watykanu, który także w ten sposób chce uchodzić za atrakcyjny w oczach wiernych.
Na razie don Giorgio, jak nazywają go Włosi, ma znacznie więcej szczęścia do mediów niż arcybiskup Dziwisz, przez lata demonizowany i przedstawiany jako silny człowiek Watykanu, posiadający ogromną nieformalną władzę i za to krytykowany także przez hierarchów z kurii rzymskiej. Za wcześnie na spekulacje, jaką władzę za Spiżową Bramą zdobędzie nieśmiały doktor teologii. Ale nikt też nie pisze, że pozostaje on w cieniu Benedykta XVI, ponieważ kiedy tylko pojawi się publicznie, natychmiast ściąga na siebie uwagę. Nawet papiescy fotografowie w niego celują swoje aparaty. Watykańscy dziennikarze żartują, że teraz mają nowe zajęcie – obserwowanie fanek wysokiego Bawarczyka w doskonale skrojonej sutannie.
Więcej:
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.