18 pątników z Mińska wędruje z polskimi studentami. Modlą się w drodze za rodzinę, Łukaszenkę, o język białoruski i żeby prezydent oddał wszystkie kościoły.
- Nasze media mówią, że konflikt polsko-białoruski to efekt przedwyborczej gry w Polsce i chęć odwrócenia uwagi od bezrobocia w kraju - opowiada Andriej. Nie wierzy tej propagandzie i to nie tylko dlatego, że w Polsce po raz pierwszy był już w latach 70., w pielgrzymce do Częstochowy idzie po raz szósty i czasem słucha Radia Swoboda. Podobnie - zapewnia - myśli większość ludzi. Ale sprawa Związku Polaków na Białorusi interesuje bardziej tych na zachodzie kraju, w Grodnie. - To jest konflikt władzy, ludzie na dole żyją spokojnie i w przyjaźni - mówi po rosyjsku studentka Ania. Ania jest w Polsce po raz pierwszy. Kiedy słuchała w polskiej telewizji informacji o Białorusi, poczuła strach. - Pomyślałam: wyjdę na ulicę, to będą mnie prześladować, bo jestem z Białorusi... Wszędzie słyszę, jak krytykują naszego prezydenta. Już na przejściu w Terespolu, potem w metrze w Warszawie. U nas tak otwarte wypowiadanie się byłoby niemożliwe. Kanapki na drogę Siedzimy na trawie przy domu misyjnym w Borzęcinie Dużym, kilkanaście kilometrów od Warszawy. Tu w piątek w południe, w pierwszym dniu Warszawskiej Akademickiej Pielgrzymki Metropolitalnej, odpoczywali pątnicy. Gospodynie przyniosły z domów jedzenie, napoje, owoce... - Tu jest inaczej. Kiedy na Białorusi, głównie na wschodzie kraju, idzie pielgrzymka, patrzą na nas jak na dziwolągi, myślą, że idzie pogrzeb - mówi Sasza, sympatyczny dziewiętnastolatek z Mińska. - Ludzie tu są bardzo gościnni, wynoszą tyle jedzenia - dziwi się Ania. Większość Białorusinów nie korzysta jednak z poczęstunku. Mają jeszcze kanapki od polskich rodzin, które w stolicy przyjęły ich na noc. Zdumiewa ich, jak mało Polacy wiedzą o Białorusi. - Moi gospodarze myśleli, że Białoruś i Ukraina to jedno - opowiada Ania. - A mnie pytali, czy stolicą Białorusi jest Kijów - dodaje Andriej. Modlitwa o dobre państwo Wraca temat Łukaszenki. - O prezydencie wszyscy myślą u nas źle, a on trwa. Nic nie można zrobić. Ludzi opanowała apatia - mówi z rezygnacją Sasza. - A może Polacy myślą o nas źle, bo wybieramy takie władze? - dopytuje się z niepokojem Siergiej. Powoli zbierają się do drogi. Z przodu dziewczyny trzymają flagi w kościelnych barwach, za nimi chłopak niesie emblemat grupy. Pielgrzymi, którzy wychodzą przed nimi, śpiewają radosne pieśni, słychać gitary. Grupa białoruska odmawia kolejną część różańca po polsku i łacinie (inne modlitwy po białorusku), śpiewa tradycyjne pieśni. - Mam wiele intencji. Modlę się o nawrócenie rodziców... i za Kościół na Białorusi, żeby było więcej księży, a państwo oddało wierzącym wszystkie świątynie. I za Łukaszenkę też, bo to prawosławny ateista - wyznaje Siergiej. - Do osobistych intencji dodałam modlitwę o dobre państwo, by język białoruski nie był rugowany ze sfery publicznej i aby studenci mogli łatwiej wyjeżdżać i pracować za granicą - zwierza się Ania. (Wszystkim bohaterom redakcja Rzeczpospolitej zmieniła imiona)
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.