Francuscy politycy uznają laicyzm za warunek pokoju społecznego.
Trzytygodniowe zamieszki, do których doszło w październiku i listopadzie na przedmieściach francuskich miast, spowodowały ogromne szkody materialne. Chociaż w całej Europie odebrano je jako zapowiedź większego konfliktu cywilizacyjnego, to jednak francuskie władze bagatelizują problem, sprowadzając go do rangi konfliktu natury społecznej. Według rządowych danych, spłonęło w tym czasie 8500 samochodów. Zniszczono ponad 100 państwowych i prywatnych lokali. Rannych zostało 125 policjantów. Na skutek pobicia zmarł jeden emeryt. W płomieniach zginęła inwalidka. Zatrzymano 2800 osób, z których 600 uwięziono. Jest wśród nich 492 dorosłych i 108 niepełnoletnich (do 18. roku życia). Łącznie przed sądami dla nieletnich stanęło 494 młodocianych chuliganów, 108 z nich umieszczono w domach dziecka, gdzie znajdują się pod ścisłym nadzorem sędziowskim. Francuska Federacja Firm Ubezpieczeniowych (FFSA) oszacowała, że szkody wyrządzone w czasie ostatnich zajść opiewają na kwotę 200 mln euro. Ocenia się, że tylko za spalone samochody firmy ubezpieczeniowe będą musiały wypłacić 20 mln euro. Najbardziej ucierpiały najbiedniejsze francuskie gminy, w których żyje najwięcej osób afrykańskiego pochodzenia i które z tej racji zostały najbardziej dotknięte ulicznym wandalizmem. Francuskie wspólnoty terytorialne zgłosiły, jak na razie, straty na sumę 35 mln euro. Ubezpieczające je Towarzystwo Ubezpieczeń Wspólnot Lokalnych zamierza zwrócić się do francuskiego rządu o finansową pomoc gminom dotkniętym zamieszkami, by zrekompensować im straty i dofinansować składki ubezpieczeniowe, znacznie podniesione z racji istniejącego ryzyka. Z pomocą Francji postanowiła przyjść Komisja Europejska - przeznaczyła na nią kwotę 50 mln euro. Co po zawierusze? Rząd francuski pokazuje, że stara się wyciągnąć wnioski z niedawnych wyjątkowo gwałtownych zajść na przedmieściach miast. Politycy zapowiadają, że działania rządu pójdą w kierunku wzmożenia pomocy na rzecz kwalifikacji tzw. trudnej młodzieży, zwiększenia budowy mieszkań socjalnych i zaostrzenia przepisów emigracyjnych. Metodą na włączenie niewykwalifikowanej młodzieży w życie społeczne i zawodowe ma być tzw. ochotnicza służba cywilna. Okazuje się, że zlikwidowana przed kilkoma laty obowiązkowa służba wojskowa, która dla wielu młodych ludzi była dobrą szkołą integracji i odpowiedzialności obywatelskiej, wraca do francuskiej rzeczywistości jakby tylnymi drzwiami. Wojsko ma być znowu ostatnią szansą dla tzw. trudnej młodzieży. Ludzie w wieku od 18 do 21 lat, kierowani przez byłych wojskowych i w pełnej dyscyplinie, odbywać będą szkolenie zawodowe trwające od 6 miesięcy do 2 lat. Mimo określenia "ochotnicza" wydaje się, że w praktyce oprócz rzeczywistych ochotników będą w niej "ochotnicy" z przymusu, którzy będąc w konflikcie z prawem, zamiast więzienia wybiorą udział w służbie cywilnej. Funkcjonowanie tej służby mają koordynować ministerstwa pracy i obrony. Planuje się, że do 2007 r. przejdzie przez nią ok. 20 tys. osób. Kadeci Republiki i kontrakty społeczne Rozwinie się też zaproponowaną przez premiera Dominique'a de Villepina w czasie sprawowania przez niego funkcji ministra spraw wewnętrznych ideę tzw. kadetów Republiki. Będzie to 12-miesięczna praktyczna nauka zawodu policjanta dla osób bez matury. Absolwenci tej szkoły zostaną zatrudnieni na stanowiskach tzw. pomocników bezpieczeństwa i otrzymają najniższą francuską pensję (SMIC) w wysokości 1218 euro brutto. Będą oni mogli podnosić w przyszłości swoje kwalifikacje i awansować zawodowo. Ocenia się, że tego typu szkoleniem w 2007 r. zainteresuje się 5 tys. młodych ludzi. Planuje się też zwiększenie tzw. kontraktów doprowadzających do zatrudnienia.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.