Tadeusz Nowak nigdy nie cieszył się w "Tygodniku Powszechnym" zaufaniem i nie omawiano przy nim ważnych spraw - tak redaktor naczelny tygodnika ks. Adam Boniecki skomentował informację, że ten były dyrektor finansowy pisma i były zarządca dóbr krakowskiej kurii biskupiej był agentem SB.
Marek Lasota z krakowskiego IPN w książce pt. "Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki", napisał, że Nowak, kryptonim "Ares", był jedną z najcenniejszych zdobyczy SB "ze środowiska kurii". Został zwerbowany w lipcu 1952 roku jako agent o pseudonimie "N", ale w 1956 r. wyrejestrowano go z sieci agenturalnej, bo "współpraca nie układała się dobrze". Został pozyskany na nowo w 1961 r. przez por. SB Józefa Schillera, który prowadził go aż do rozwiązania współpracy w kwietniu 1983 r. Według Lasoty, akta "Aresa" zawierają kilkaset dokumentów. Ks. Boniecki powiedział, że w czasach, gdy Nowak był w "TP" dyrektorem, on jako młody redaktor "nie miał świadomości i nie zauważył, żeby ktoś taką świadomość miał, że dyrektor Nowak pracuje dla służb specjalnych". Sama postać Tadeusza Nowaka była tego rodzaju, że ważnych, delikatnych, skomplikowanych spraw nigdy się przy nim nie omawiało. Był człowiekiem traktowanym nie bardzo poważnie - mówił ks. Boniecki. Dodał, że było wiele spraw, o których władze dowiadywały się, jak wiemy dzisiaj, z podsłuchów założonych w mieszkaniu ks. Bardeckiego (asystenta kościelnego "TP") oraz w redakcji. Dyrektor Nowak nie uczestniczył ani w zebraniach redakcyjnych, ani w bardziej poufnych naradach, które się robiło gdzieś w prywatnym mieszkaniu. Często w mieszkaniu, w którym - jak dzisiaj wiemy - był też podsłuch. Nie widać było nawet, żeby on się pchał do udziału w takich zebraniach - wyjaśnił ks. Boniecki. W moim przekonaniu, jako młodego redaktora, wpływu na redakcję to on naprawdę nie miał żadnego - dodał. Zdaniem Krzysztofa Kozłowskiego z redakcji "TP", co do postawy Nowaka "złudzeń nie było żadnych", bo w momencie najbardziej dramatycznym w dziejach pisma w 1953 r., przeszedł na stronę tych, którzy "Tygodnik" zamykali. Jego postawa była postawą człowieka, do którego zaufania mieć nie mogliśmy. Ponieważ był jedynym człowiekiem w 1953 r., który został w redakcji przekazanej PAX i jedynym, który przeszedł, że tak powiem, na wrogie pozycje. Zdradził. Wszyscy inni poszli na zieloną trawkę - mówił Kozłowski. Wielkoduszność albo nieroztropność "TP" sprawiła, że w 1956 r. wrócił na stanowisko. Z lokalem odziedziczyliśmy go po PAX - dodał Kozłowski.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.