Reklama

Wiara jest niezbędna demokracji

Rdzeniem współczesnej demokracji jest społeczeństwo obywatelskie. Rodziło się ono w chrześcijańskiej, średniowiecznej Europie - przypomina na łamach Rzeczpospolitej o. Maciej Zięba OP.

Reklama

O. Zięba odpowiada na artykuł "Kościół demokracji nie uzdrowi" zamieszczony w Rzeczpospolitej przez Janusza A. Majcherka. Inspiracją do rozważań Janusza A. Majcherka są dwie opinie - przypomina dominikanin. Pierwsza, pogląd ks. Tischnera, że zbudowanie w Polsce demokratycznego państwa prawa nie jest możliwe bez pomocy Kościoła katolickiego. Tezę tę Majcherek podważa przykładami m.in. Indii i Japonii, które zbudowały demokrację bez Kościoła, Hiszpanii, która uczyniła to wbrew Kościołowi, czy też Czech, w których Kościół katolicki jest bardzo słaby. Druga, to (ponoć wyniośle zawyrokowany?!) pogląd niżej podpisanego, że Kościół jest niezbędny demokracji. Redaktor Majcherek komentuje: Można zapytać: do czego? Wypada więc odpowiedzieć na to pytanie. Precyzyjniej mówiąc, uważam, że Kościół jest potrzebny demokracji dlatego, że - w literaturze przedmiotu nazywa się to często "paradoksem Boeckenfoerdego" - do swojego istnienia demokracja potrzebuje pewnego etosu, pewnej wiary, której sama nie jest w stanie wyprodukować. Wiele piszą o tym myśliciele tak różni, jak Friedrich von Hayek, Jacques Maritain, Owen Chadwick czy Francis Fukuyama. Demokracja potrzebuje wiary (!) podzielanej przez wyraźną większość obywateli w to, że ludzie są równi. Potrzebuje także wiary (!) w to, że ludzie - w zasadzie - posługują się rozumem i pragną żyć uczciwie (choć empiria bardzo często przeczy takim założeniom), a zarazem wiary (!) w to, że wszyscy ludzie są grzesznikami i dlatego warto podzielić i wzajemnie kontrolować różne władze. Konieczna dla żywotności demokracji jest także wiara (!), że wielkoduszność wobec mniejszości jest wartością, a każdy człowiek ma niezbywalne prawa i łączące się z tym obowiązki. Jest to wiara obywatelska. Łatwo jednak dostrzec, że są to również podstawy antropologii chrześcijańskiej (nieprzypadkowo w tej chrześcijańskiej części świata rodziła się współczesna demokracja), lub przynajmniej - zgodzę się także na tezę słabszą - że jest to antropologia kompatybilna z chrześcijańską wizją człowieka. Kościół nauczając takiej wizji człowieka, umacnia w demokracji coś, co jest jej niezbędne, a czego ona sama nie jest w stanie wytworzyć. Dlatego też w krajach takich jak Czechy - można by rzec postchrześcijańskich - stosunkowo łatwo można implantować demokrację. Podobnie w Hiszpanii, choć bardzo trudno jest udowodnić tezę, że było to wbrew Kościołowi. Znacznie trudniej zaszczepia się demokrację w byłych europejskich koloniach, takich jak na przykład Indie (do dziś żywotny system kastowy i często bardzo podrzędna rola kobiety), chyba - a i to nie bez trudu - że czyni się to pod kontrolą okupacyjnych wojsk, jak to było w Japonii. O. Zięba zwraca uwagę, że wszelkie przedchrześcijańskie formy demokracji miały charakter kolektywny - człowiek był częścią wspólnoty i musiał woli większości poddać się w sposób bezwzględny. Ten, kto tego nie uczynił, był skazywany na wygnanie albo też - jak uczy casus Sokratesa - wypijał cykutę. Bez chrześcijaństwa nie byłoby dzisiejszej demokracji. Nie znaczy to jednak, że chrześcijaństwo ma tylko historyczne znaczenie. Dlatego teza Majcherka, iż rosnące wpływy religii na życie publiczne częściej prowadzą do ograniczania, niż wzbogacania publicznego dyskursu, jest i zbyt jednostronna, i zbyt obszerna. Trzeba bowiem zapytać: jakiego wyznania czy religii? I jakiego wpływu? Katolicyzm i prawosławie, islam i judaizm - nawet pomijając ich wewnętrzne zróżnicowanie - zupełnie inaczej odnoszą się do publicznego dyskursu.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
8°C Środa
wieczór
5°C Czwartek
noc
6°C Czwartek
rano
8°C Czwartek
dzień
wiecej »

Reklama