Nawet jeśli pani Monroe w życiu przypominała swe bohaterki, nigdy nie uwierzę, że była tak głupia, by na serio porównywać się z papieżem Janem XXIII - czytamy w recenzji monodramu "Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem", zamieszczonej w Rzeczpospolitej.
A założenie istniejącego między nimi podobieństwa jest osią nowego spektaklu Teatru Polonia - "Marylin i papież. Listy między niebem a piekłem" - pisze Paulina Wilk. Monodram Ewy Kasprzyk jest adaptacją książki niemieckiej autorki Dorothei Kuehl-Martini. Aktorka (a właściwie jej duch, bo dialog rozgrywa się już po śmierci gwiazdy) rozmawia ze zdjęciem papieża wyrwanymz "L'Osservatore Romano". Miota się między kpinami z wizerunku seksbomby a nudnymi wynurzeniami o traumatycznym dzieciństwie i nieudanych małżeństwach. Dowcip nie bawi, a smutne tony rażą tanim melodramatyzmem. - Wiele nas łączy - mówi do papieża Marilyn. - W końcu oboje mamy władzę i oboje dostarczamy naszej publiczności dużej ilości wzruszeń. Takie konfrontowanie bogini seksu z boskim namiestnikiem jest nadużyciem - z punktu widzenia historii niewybaczalnym, co gorsza mocno już nieświeżym. Nie zgadzam się na stawianie znaku równości między papieżem, który zapoczątkował Sobór Watykański II i głębokie zmiany w Kościele katolickim, a gwiazdą, która swój wieczny żywot w naszej pamięci otrzymała w prezencie od mediów. I nie występuję tu w obronie Kościoła, ale jako dziecko popkultury. Z wpatrywania się w MTV pamiętam, że już 20 lat temu Madonna prowokowała, łącząc erotyzm z religijnymi pozami. I co najmniej 15 lat temu zrozumiała, że to wyczerpana formuła. Od młodej Marty Ogrodzińskiej, reżyser tego spektaklu, oczekuję, że zajmuje się sztuką, bo o coś jej chodzi. Że poszuka czegoś więcej niż trywialnych faktów z życia znanych postaci. Faktów nieskładających się niestety ani na pogłębione portrety, ani na komentarz wymierzony w kulturę masową, która śmie nawet papieża przeżuć jak kolejną megagwiazdę. Na domiar złego Ewie Kasprzyk nie udało się oddać dwuznacznego emploi Monroe, co zresztą z definicji jest zadaniem karkołomnym. To ważne, że Teatr Polonia pozwala się uczyć młodym reżyserom, choćby i na błędach. Ale może trzeba zacząć od lekcji dobrego smaku. Dorothea Kuehl-Martini, "Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem", przekład Magdalena Mijalska, adaptacja Remigiusz Grzela, reżyseria Marta Ogrodzińska, scenografia Diana Marszałek, kostiumy Tomasz Ossoliński, premiera 13 maja 2006 r., Teatr Polonia, Warszawa
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.