W każdym innym kraju uśmiercanie "zmęczonych życiem" byłoby gorącym tematem kampanii wyborczej. Ale nie w Holandii, gdzie eutanazja staje się niepostrzeżenie prawem pacjenta - napisała Gazeta Wyborcza.
Holendrów irytuje bardzo przedstawianie ich kraju w zagranicznych mediach jako współczesnej Sodomy i Gomory, gdzie kwitnie legalna prostytucja, sprzedaż miękkich narkotyków, a staruszkowie są uśmiercani z litości za namową rodzin. Judith van den Berg z departamentu etyki ministerstwa zdrowia tłumaczy, że depenalizacja eutanazji nie była ideologicznym kaprysem elit politycznych Holandii. Ustawa eutanazyjna z kwietnia 2001 r. usankcjonowała blisko 30 lat debaty i praktyki w tym zakresie. Słowem - zanim określono warunki, po spełnieniu których prokuratorzy nie ścigają lekarzy przeprowadzających eutanazję, odbyło się kilkadziesiąt procesów sądowych o śmierć na życzenie, miało miejsce wiele precedensów, przez media przewaliła się wielka debata. Jeszcze dalej w stawianiu diagnozy posuwa się profesor etyki z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie Govert den Hartogh. - Wszyscy myślą, że zgoda na eutanazję to moralna rewolucja. Nic bardziej mylącego. Jest dokładnie odwrotnie, wszystko to bierze się ze społecznego tradycjonalizmu i pragmatyzmu Holendrów - zapewnia. Kościół: eutanazja nie jest rozwiązaniem Naturalnie w Holandii nie brakuje przeciwników eutanazji. Willem Jacobus Eijk, katolicki biskup Groningen-Leeuwarden uważa, że prawo, które raz uchyla drzwi do eutanazji, pozwoli jej zwolennikom otworzyć je na oścież. Najlepszym dowodem na to są dla biskupa dyskusje o eutanazji dla "zmęczonych życiem", czy słynny już na świecie proktokół z Groningen pozwalający lekarzom pediatrom uśmiercać mocno upośledzone i nieuleczalnie chore noworodki. - Ponadto tak zwana legalizacja eutanazji nie przyczynia się bynajmniej do większej przejrzystości - mówi biskup Eijk. Przykład? Badania wskazują, że w 1995 r. lekarze zgłaszali ok. 41 proc. przypadków eutanazji, w 2001 roku odsetek ten wynosił 54 proc. Tak nieznaczny wzrost, mimo olbrzymiego prawnego kroku stawia pod znakiem zapytania celowość utrzymywania całego systemu. Dlaczego tylko połowa z przeprowadzanych w Holandii eutanazji jest zgłaszanych? Eksperci tłumaczą, że dzieje się tak, ponieważ lekarze nie dopełniają procedur albo po prostu wolą pozostać w cieniu. Mimo ogromnego poparcia społecznego, eutanazja nie jest czynnością medyczną, a przysięga Hipokratesa zabrania uśmiercania pacjentów. Według Kościoła alternatywą dla eutanazji jest tzw. opieka paliatywna, czyli hospicyjna, pozwalająca nieuleczalnie choremu i cierpiącemu pacjentowi na godne doczekanie do naturalnej śmierci. Za tym rozwiązaniem opowiada się też przeciwne eutanazji Stowarzyszenie Holenderskich Pacjentów (NPV), które zrzesza ponad 70 tys. członków. Stojący na jego czele dr R. Seldenrijk opowiada historię "cudownej przemiany" jednego z domów opieki. Zanim nie przejął go lekarz sprzeciwiający się eutanazji, eutanazja nie była tam rzadkością. Po zmianie zasad, poprawie warunków życia (starszym ludziom pozwolono np. trzymać zwierzęta) przez dziesięć lat nie odnotowano żadnego przypadku śmierci na życzenie. W bogatej Holandii hospicjów jest mało, a eutanazja jest niewątpliwie "tańszym" rozwiązaniem. Nawet jej zwolennicy przyznają, że najpierw rozwinięto politykę wobec eutanazji, a potem zaczęła się debata o opiece paliatywnej. Biskupa Eijka najbardziej niepokoi też to, że nawet tam, gdzie w szpitalach powstają oddziały opieki paliatywnej, resort zdrowia naciska, by kierowani na nie pacjenci mieli dostęp do eutanazji. W ten sposób sankcjonuje się niejako to, czego lekarze boją się najbardziej - stworzenie z eutanazji powszechnego prawa pacjenta.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.