Zabijanie dla każdego?

Szwedzkie ministerstwo opieki społecznej pracuje nad ustawą zezwalającą na turystykę aborcyjną - powiedziała "Gazecie" rzeczniczka resortu Sara Malgren. Zgodnie z projektem kobiety z zagranicy miałyby prawo do usunięcia ciąży w Szwecji według obowiązujących tam przepisów. Malgren nie chciała ujawnić szczegółów, tłumacząc, że pracują nad nimi eksperci. Nie wiadomo, czy z prawa mogłyby korzystać tylko kobiety z krajów UE, czy także innych. Nie jest też jasne, czy taki zabieg byłby refundowany. Nikt za Bałtykiem nie ma jednak wątpliwości, że z możliwości tej skorzystają kobiety z tych krajów Unii, gdzie aborcja jest niedozwolona bądź prawo aborcyjne restrykcyjne - Polski, Portugalii czy Irlandii. Pomysł pojawił się jeszcze za poprzedniego, socjaldemokratycznego rządu Görana Perssona. Centrowo-prawicowo-liberalny blok Alians premiera Frederika Reinfeldta, który przejął władzę jesienią, nie skreślił go jednak z listy priorytetów. Projekt ustawy ma wiosną trafić do parlamentu i wejść w życie po wakacjach. Propozycja nie wywołuje w Szwecji większych kontrowersji. Prawo aborcyjne należy tam do najbardziej liberalnych w UE. Ustawa z połowy lat 70. daje kobiecie w ciąży prawo do swobodnego podjęcia decyzji o jej usunięciu do 12. tygodnia ciąży. Jednak i po tym terminie kobieta w ciąży jest uprawniona do aborcji - do 18. tygodnia ciąży, a jedynym powodem odmowy jest uzasadniona, poprzedzona dokładnym i obowiązkowym badaniem obawa o zdrowie lub życie kobiety. Przerwanie ciąży powyżej 18. tygodnia też jest możliwe, tyle że wymaga zgody urzędników. W dziewięciomilionowej Szwecji dokonuje się ok. 30 tys. aborcji rocznie. Koszt zabiegu prawie w całości pokrywa szwedzki odpowiednik NFZ. Kobiety płacą od 260 do 380 koron (100-150 zł). - Nie liczyliśmy na to, że rząd wstrzyma prace nad prawem do aborcji dla cudzoziemek w Szwecji, ale spodziewaliśmy się, że je opóźni - mówi "Gazecie" Helen D'Arcy, szefowa katolickiego ruchu obrońców życia Respekt liczącego 17 tys. osób. Tym bardziej że ministrem spraw społecznych został Göran Hägglund, przywódca chadeckiej partii Kristdemokraterna. Twardy elektorat tej partii to wyznawcy nieprzychylnych aborcji Kościołów ewangelickiego i zielonoświątkowego. Nadzieje okazały się płonne. - Żeby zrozumieć, dlaczego tak się nie stało, trzeba wiedzieć, iż w Szwecji aborcja postrzegana jest jako prawo człowieka - tłumaczy "Gazecie" D'Arcy. Co więcej, jej zdaniem środowiska liberalne w Szwecji postrzegają prawo do aborcji dla kobiet z zagranicy jako formę pomocy zagranicznej, na punkcie której Szwedzi są bardzo czuli. Szefowa Respektu uważa, że rozszerzenie prawa do aborcji na kobiety spoza Szwecji ma także polski wymiar. W latach 50. i 60., kiedy prawo aborcyjne było w Szwecji bardzo restrykcyjne, Szwedki jeździły przerywać ciążę do komunistycznej wówczas Polski. Kursowały nawet specjalne "aborcyjne" autobusy. - Teraz rząd chce chyba powiedzieć: "dziękujemy ci, Polsko" - mówi ironicznie D'Arcy. Rządowemu projektowi ostro przeciwstawiły się niektóre Kościoły. Katolicki biskup Anders Aborelius i przywódca jednego z wpływowych odłamów Kościoła ewangelickiego w Sztokholmie Sten-Gunna Hedin zagrozili w weekendowym wydaniu dziennika "Dagen Nyheter", że wezwą chrześcijański elektorat, by nie głosował na partie rządzące. "Apelujemy do rządu, by nie zmuszał nas do tego kroku" - napisali. Biorąc pod uwagę to, że katolików w Szwecji jest niespełna 100 tys., a następne wybory odbędą się w 2010 r., groźba jest na razie wirtualna. Rzeczniczka prasowa ministerstwa opieki społecznej, nie chciała jej komentować. Sam list to jednak w Szwecji zdarzenie bez precedensu, bo do tej pory wspólnoty religijne trzymały się tam z daleka od polityki.