- Będę robił to, co lubię, i zarabiał na siebie - mówi Janusz Świtaj, sparaliżowany mieszkaniec Jastrzębia Zdroju, który poprosił sąd o zgodę na eutanazję. Wczoraj rozpoczął pracę w fundacji Anny Dymnej - informuje Gazeta Wyborcza.
Wniosek o eutanazję 32-letni Świtaj złożył miesiąc temu. Od 14 lat po wypadku motocyklowym ma sparaliżowane ręce i nogi. Może ruszać tylko głową. O śmierć poprosił, bo nie mógł dłużej patrzeć na udrękę rodziców. Na swojej stronie internetowej rozpoczął zbieranie podpisów pod wnioskiem o zorganizowanie ogólnopolskiego referendum w sprawie eutanazji. Od tego czasu internauci zasypują go setkami maili i telefonów z poparciem i ofertami pomocy. Pomoc zaoferowała też założona przez Annę Dymną fundacja Mimo Wszystko, która rozpoczęła zbiórkę pieniędzy. Około 200 tys. zł potrzeba na nowoczesny wózek, dzięki któremu Świtaj będzie mógł wstać z łóżka. Dymna zaoferowała mu także pracę. Wczoraj odwiedziła Świtaja, który podpisał umowę o pracę. Pierwszą w swoim życiu. - Nie mogłem sobie wymarzyć lepszej. Pomaganie innym to moja największa pasja - nie ukrywał wzruszenia podczas podpisywania dokumentów. Świtaj posługuje się telefonem i komputerem, samodzielnie naciskając klawisze ołówkiem trzymanym w ustach. Już wczoraj skontaktował się z Mariuszem z Radomia, który podobnie jak on oddycha przez respirator. Teraz fundacja przekaże mu przenośne urządzenie, które pozwoli mu wyjść z domu. - Jeszcze na dobre nie zaczął pracy, a już są efekty - żartowała Dymna. Od redakcji Cała sprawa pokazuje, że prośba o eutanazję bywa tylko desperackim wołaniem o pomoc w ciężkich sytuacjach
W starożytnym mieście Ptolemais na wybrzeżu Morza Śródziemnego.
W walkę z żywiołem z ziemi i powietrza było zaangażowanych setki strażaków.
Wstrząsy o sile 5,8 w skali Richtera w północno wschodniej części kraju.
Policja przystąpiła do oględzin wyciągniętej z morza kotwicy.
Ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.