Walka o świeckie państwo i o wyborców

Brak komentarzy: 0

Rzeczpospolita/a.

publikacja 04.06.2007 16:57

Chusta? Decyduje kobieta - mówi 21 znanych Flamandów na plakatach rozwieszonych w Antwerpii. Ich protest przeciw zakazowi noszenia chust ożywił debatę na temat muzułmanów w Belgii - informuje Rzeczpospolita.

Władze Antwerpii, największego miasta Flandrii, zakazały pracownikom urzędów publicznych noszenia w pracy symboli wskazujących na ich przekonania religijne, filozoficzne i polityczne. Chodzi oczywiście o chusty muzułmańskich kobiet. Dla Flamandów, zaangażowanych w akcję protestu zorganizowaną przez organizacje feministyczne, zakaz jest absurdalny. - Kiedy przychodzę do urzędu po paszport, to chcę dostać paszport. I chcę, żeby kobieta siedząca w okienku wykonała swoją pracę właściwie. To mi wystarczy - powiedział aktor Pol Goosen. Na plakat trafiła też znana i tłumaczona na język polski pisarka Anne Provoost. Według niej zarządzenie burmistrza to próba pozyskania prawicowego elektoratu - w Antwerpii spory odsetek mieszkańców głosuje na nacjonalistyczny Vlaams Belang (Interes Flamandzki). Nie bez przyczyny dyskusja na ten temat rozgorzała właśnie teraz. 10 czerwca w Belgii odbędą się wybory parlamentarne, a problem muzułmański jest dla wyborców ważny. Na przeciwległym biegunie wobec akcji protestacyjnej w Antwerpii znajduje się petycja podpisana przez znane osobistości regionu Walonii - południowej, francuskojęzycznej części Belgii. Apelują oni do władz regionalnych i federalnych o wprowadzenie ogólnokrajowego zakazu noszenia symboli religijnych w szkołach. Podobny przepis, który ma chronić rozdział religii od państwa, istnieje we Francji. W Belgii decyzja należy do dyrektora szkoły. - Musimy stawić czoło tej sytuacji. Tym bardziej że elity polityczne zachowują się tchórzliwie - brzmi fragment petycji, którą podpisało już ponad tysiąc osób. Pozostawienie decyzji dyrektorom szkół powoduje ryzyko tworzenia muzułmańskich gett. W Brukseli, zdaniem inicjatorów akcji, tylko trzy szkoły pozwalają na noszenie chust. W urzędach publicznych panuje dowolność. Niektóre miasta, jak wspomniana Antwerpia, zakazują noszenia symboli religijnych. W Brukseli zakaz obowiązuje w dwóch dzielnicach, ale nie został oficjalnie zapisany. I dotyczy tylko sytuacji, gdy pracownik ma bezpośredni kontakt z petentem. Zdaniem władz tych dzielnic zasada stosowana jest od lat i nigdy nie wywołała protestów pracowników. Belgia przyzwyczajona jest do obcokrajowców. W 10-milionowym kraju jest ich 1,6 miliona. Tuż po wojnie do pracy w kopalniach i hutach przemysłowej Walonii przyjeżdżali Włosi, za chlebem emigrowali do Belgii Hiszpanie i Portugalczycy. Tradycyjnie mieszka tu, ze względu na wspólnotę językową, sporo Francuzów i Holendrów. W ostatnich latach do pracy przyjeżdżają też imigranci z Europy Środkowej i Wschodniej, głównie Polacy. Według szacunków konsulatu w Brukseli naszych rodaków jest tu około 75 tysięcy, wielu pracuje nielegalnie. To nie Europejczycy stanowią problem. Choć nie są zamknięci w gettach, jak na przedmieściach Paryża, to jednak gorzej niż Europejczycy integrują się tu przybysze z Turcji i Maroka. Sprowadzani byli jeszcze w latach 60., teraz docierają tylko w ramach łączenia rodzin. Ich liczba rośnie. Według ostatnich danych Marokańczycy stali się największą grupą imigrantów w Belgii. Jest ich już 265 tysięcy, o trzy tysiące więcej niż najliczniej do tej pory reprezentowanych Włochów.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona