Chusta? Decyduje kobieta - mówi 21 znanych Flamandów na plakatach rozwieszonych w Antwerpii. Ich protest przeciw zakazowi noszenia chust ożywił debatę na temat muzułmanów w Belgii - informuje Rzeczpospolita.
Władze Antwerpii, największego miasta Flandrii, zakazały pracownikom urzędów publicznych noszenia w pracy symboli wskazujących na ich przekonania religijne, filozoficzne i polityczne. Chodzi oczywiście o chusty muzułmańskich kobiet. Dla Flamandów, zaangażowanych w akcję protestu zorganizowaną przez organizacje feministyczne, zakaz jest absurdalny. - Kiedy przychodzę do urzędu po paszport, to chcę dostać paszport. I chcę, żeby kobieta siedząca w okienku wykonała swoją pracę właściwie. To mi wystarczy - powiedział aktor Pol Goosen. Na plakat trafiła też znana i tłumaczona na język polski pisarka Anne Provoost. Według niej zarządzenie burmistrza to próba pozyskania prawicowego elektoratu - w Antwerpii spory odsetek mieszkańców głosuje na nacjonalistyczny Vlaams Belang (Interes Flamandzki). Nie bez przyczyny dyskusja na ten temat rozgorzała właśnie teraz. 10 czerwca w Belgii odbędą się wybory parlamentarne, a problem muzułmański jest dla wyborców ważny. Na przeciwległym biegunie wobec akcji protestacyjnej w Antwerpii znajduje się petycja podpisana przez znane osobistości regionu Walonii - południowej, francuskojęzycznej części Belgii. Apelują oni do władz regionalnych i federalnych o wprowadzenie ogólnokrajowego zakazu noszenia symboli religijnych w szkołach. Podobny przepis, który ma chronić rozdział religii od państwa, istnieje we Francji. W Belgii decyzja należy do dyrektora szkoły. - Musimy stawić czoło tej sytuacji. Tym bardziej że elity polityczne zachowują się tchórzliwie - brzmi fragment petycji, którą podpisało już ponad tysiąc osób. Pozostawienie decyzji dyrektorom szkół powoduje ryzyko tworzenia muzułmańskich gett. W Brukseli, zdaniem inicjatorów akcji, tylko trzy szkoły pozwalają na noszenie chust. W urzędach publicznych panuje dowolność. Niektóre miasta, jak wspomniana Antwerpia, zakazują noszenia symboli religijnych. W Brukseli zakaz obowiązuje w dwóch dzielnicach, ale nie został oficjalnie zapisany. I dotyczy tylko sytuacji, gdy pracownik ma bezpośredni kontakt z petentem. Zdaniem władz tych dzielnic zasada stosowana jest od lat i nigdy nie wywołała protestów pracowników. Belgia przyzwyczajona jest do obcokrajowców. W 10-milionowym kraju jest ich 1,6 miliona. Tuż po wojnie do pracy w kopalniach i hutach przemysłowej Walonii przyjeżdżali Włosi, za chlebem emigrowali do Belgii Hiszpanie i Portugalczycy. Tradycyjnie mieszka tu, ze względu na wspólnotę językową, sporo Francuzów i Holendrów. W ostatnich latach do pracy przyjeżdżają też imigranci z Europy Środkowej i Wschodniej, głównie Polacy. Według szacunków konsulatu w Brukseli naszych rodaków jest tu około 75 tysięcy, wielu pracuje nielegalnie. To nie Europejczycy stanowią problem. Choć nie są zamknięci w gettach, jak na przedmieściach Paryża, to jednak gorzej niż Europejczycy integrują się tu przybysze z Turcji i Maroka. Sprowadzani byli jeszcze w latach 60., teraz docierają tylko w ramach łączenia rodzin. Ich liczba rośnie. Według ostatnich danych Marokańczycy stali się największą grupą imigrantów w Belgii. Jest ich już 265 tysięcy, o trzy tysiące więcej niż najliczniej do tej pory reprezentowanych Włochów.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"