Po 1989 roku chyba nieco zabrakło nam wysiłku duszpasterskiego, rozsiedliśmy się na wygodnej kanapie i mam wrażenie, że trudno nam się z niej podnieść - taką diagnozę sytuacji Kościoła katolickiego w Polsce postawił w rozmowie z Gazetą Wyborczą ks. Grzegorz Strzelczyk.
Pytany o spadek powołań kapłańskich i zakonnych w Polsce ks. Grzegorz Strzelczyk stwierdził: - Nie jestem pewien, czy można mówić o gwałtownym spadku - tegoroczna sytuacja może się okazać jednorazową anomalią. Zobaczymy. Natomiast pewne jest, że liczba i jakość powołań są związane z żywotnością Kościoła. To nie jest oderwane od życia wspólnoty. Jeśli szwankuje przekazywanie wiary młodym, jeśli słabnie ich zaangażowanie w życie chrześcijańskie, to trudno oczekiwać, żeby wzrastała liczba powołań. - Skąd ksiądz wie, że coraz mniej młodych ludzi wierzy i praktykuje? - Nie mogę szybko przywołać żadnych badań, trudno zresztą mierzyć wiarę. Łatwiej dostrzegalny jest powolny spadek intensywnych form zaangażowania - widać to choćby po liczbie młodych uczestniczących w rekolekcjach czy przychodzących na msze "młodzieżowe". Duszpasterze widzą to na co dzień. Nie mamy jednak do czynienia z gwałtownym spadkiem, ale raczej z pełzającym osłabieniem. I ilościowym, i jakościowym. Coraz mniej wśród młodych katolików jest mocnych charakterów, stabilnych osobowości łączących osobową dojrzałość z głęboką wiarą. Tymczasem decyzja o powołaniu wymaga sporej odwagi i właśnie dojrzałości. Poza tym, jak się jest nastawionym na "sukces" - a żyjemy w tak zorientowanym świecie - to bardzo trudno zdecydować się na życie w posłuszeństwie, celibacie. To radykalny wybór. Jednocześnie istnieje niebezpieczeństwo, że kapłaństwo stanie się czymś w rodzaju miejsca ucieczki, do którego chronić się próbują ludzie, którzy nie bardzo wiedzą, co ze swoim życiem zrobić, boją się świata. Wyjaśniając przyczyny malejącego zaangażowania młodych w życie Kościoła w Polsce ks. Strzelczyk powiedział: - Trudno mówić o czyjejś jednostkowej winie. Kryzys przekazu wiary zaczął się wiele lat temu. Zmieniały się język, kultura, przeżywanie codzienności, a język ewangelizacji za tym często nie nadążał. My w Polsce mieliśmy trochę inną sytuację niż na Zachodzie. Tam reforma Soboru Watykańskiego II wchodziła w życie już podczas kryzysu, jaki tamten Kościół przeżywał. U nas sobór poprzedził kryzys, nasze kościoły były w latach 60., 70. jeszcze pełne. Dzięki temu mieliśmy więcej narzędzi, żeby z przemianami się zmierzyć. W dużej mierze dzięki temu polski Kościół nie przeżył ostrego kryzysu, choć trudno być w pełni zadowolonym - Czyli reformy soborowe nie pomogły.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.