Arcybiskup Pius Ncube chciał przewodzić rewolucji, która zmiecie Roberta Mugabego, prezydenta Zimbabwe. Ale najpierw, oskarżony o romans, będzie musiał bronić dobrego imienia w sądzie. Dyktator na razie trzyma się mocno - teiwrdzi Gazeta Wyborcza.
Wśród przywódców zimbabweńskiej partyzantki Mugabe uchodził za największego radykała. O ile inny z nich Joshua Nkomo, wywodzący się z ludu Ndebele z Matabelelandu, szukał wsparcia w Moskwie, o tyle Mugabe, reprezentujący lud Szona (stanowi on mniej więcej trzy czwarte ludności Zimbabwe; pozostała część to Ndebele), flirtował z przywódcami komunistycznych Chin i Korei Północnej. Ian Smith przezywał go "czarnym Stalinem". Kiedy więc Mugabe przejmował władzę, spodziewano się najgorszego. Być może właśnie ten strach sprawił, że gdy najmroczniejsze przepowiednie się nie ziściły, Zachód zachwycił się nim i ogłosił go wielką nadzieją Afryki. Okrzyknięty niezłomnym bojownikiem o wolność Mugabe otrzymał kwitnącą gospodarkę i miał pokazać reszcie Afryki, że wcale nie jest skazana na klęskę - biedę, wieczne wojny oraz chciwych, tępych i okrutnych przywódców sięgających po władzę w zbrojnych przewrotach. Objąwszy władzę, z radykała stał się wcieleniem umiaru, rozwagi, dobrych manier i pojednania. Biali osadnicy zachowali majątki (obiecali tylko, że nie będą się wtrącać do polityki); Smith, ostatni premier rasistowskiego rządu Rodezji, nie tylko nie musiał uciekać z kraju, ale nawet został posłem. Sielanka w Zimbabwe miała być kierunkowskazem dla sąsiedniej RPA rządzonej przez biały rząd wyznawców apartheidu. Ale z dala od zachodnich stolic, gdzie nie znajdowano słów zachwytu dla Mugabego, pokazał on, że ma także drugie oblicze. Jeszcze nie ucichły wiwaty na cześć nowego władcy, gdy Mugabe posłał wierne mu wojsko do zbuntowanego Matabelelandu, żeby rozbić twierdzę Joshuy Nkomo, niedawnego towarzysza broni, a teraz konkurenta do władzy. Przez trzy lata żołnierze Mugabego plądrowali i palili wsie w tej prowincji, mordowali, torturowali, gwałcili. Szczególnie złą sławą cieszyła się brygada dowodzona i szkolona przez oficerów specjalnie ściągniętych przez Mugabego z Korei Północnej. Wojna w Matabelelandzie pochłonęła niemal tyle samo ludzkich istnień co wcześniejsza wojna wyzwoleńcza. Ncube na własne oczy widział tę masakrę. Już wtedy chciał potępić Mugabego z ambony. Jednak większość hierarchów przekonywała, że trzeba trzymać się z dala od polityki, sprawę załatwić po cichu, nie narażać się na gniew władzy. Tylko nieliczni potępili rzezie, wśród nich Heindrich Karlen, biskup Bulawayo. Ncube mówi, że do dziś nie zapomniał upokorzenia, jakiego doznał, gdy kościelni zwierzchnicy zabronili mu mówić o pogromach w Matabelelandzie. „Mugabe poucza nas, że jako księża powinniśmy zajmować się wyłącznie sprawami ducha - powiedział w jednym z wywiadów. - Kiedy występowaliśmy przeciw białemu rządowi Iana Smitha, nie widział w tym nic zdrożnego. Dziś mówi słowo w słowo to, co kiedyś powtarzał nam Smith: »Nie mieszajcie się do polityki «. Ale religii nie da się od polityki oddzielić, bo obie dotykają najważniejszych duchowych i codziennych potrzeb. Polityka to przede wszystkim sprawy chleba, cen, dachu nad głową, bezpieczeństwa, przyszłości dzieci. Kościołowi nie wolno popierać tej czy innej partii. Ale mamy obowiązek występować przeciwko wszelkim przejawom niesprawiedliwości. Kościół jest po to, by mówić prawdę wtedy, gdy wszyscy inni się tego lękają”. W styczniu 1998 r. Ncube został ogłoszony pierwszym czarnoskórym arcybiskupem Bulawayo. Mugabego nie stawiano już nikomu za wzór. Jeszcze w połowie lat 90., gdy przyjeżdżałem do Zimbabwe z RPA, synonimu bogactwa w Afryce, wydawało mi się ono zamożniejsze, trwalsze, lepsze. Ale pod koniec lat 90. kraj ten coraz bardziej pogrążał się w kryzysie. Autokratyczne rządy nieznoszącego żadnej krytyki Mugabego przemieniały Zimbabwe w satrapię, a prowadzony przez niego socjalistyczny eksperyment zabijał gospodarkę. Wydawane bez umiaru pieniądze zaczynały się kończyć, a coraz silniejsze i odważniejsze związki zawodowe prowadziły strajki i antyrządowe demonstracje. Widząc, że Zimbabwe grozi bankructwo, biali farmerzy, którzy mieli nie włączać się do polityki, zaczęli wspierać dotąd słabą i skłóconą opozycję. Ta zaś zaczęła wzywać do buntu i żądała, by panujący już ponad 20 lat prezydent oddał władzę. Do rebelii przyłączył się też biskup Ncube, który coraz natarczywiej domagał się ujawnienia prawdy o mordach w Matabelelandzie i ukarania winnych.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.