Setki tysięcy Katalończyków wzięło się za ręce na ulicach Barcelony i utworzyło ludzki łańcuch w środę w Dzień Narodowy Katalonii zwany "Diada", domagając się niepodległości dla ich regionu.
"Niepodległość" - krzyczeli Katalończycy biorąc się za ręce o godzinie 17.14, która miała przywołać pamiętną datę 11 września 1714 roku, gdy hiszpańsko-francuskie wojska Filipa V z rządzącej do dziś dynastii Burbonów zajęły Barcelonę w czasie wojny sukcesyjnej.
Na przybranych flagami Katalonii ulicach miasta, które jest stolicą regionu, zebrały się tysiące ludzi zawiniętych we flagi, lub ubranych w żółte podkoszulki z napisem "Katalońska droga do niepodległości".
Katalończycy liczą na to, że zgodnie z obietnicą prezydenta regionu Artura Masa w 2014 roku odbędzie się referendum w sprawie niepodległości Katalonii. Rząd w Madrycie jest temu zdecydowanie przeciwny. Napięcia między regionem a rządem centralnym to nie tylko konsekwencja ambicji niepodległościowych mieszkańców regionu, ale też efekt frustracji ekonomicznej. Katalończycy zarzucają Madrytowi, że swoją polityką fiskalną wyciąga pieniądze z regionu i przyczynia się do pogłębienia kryzysu.
Według krajowych danych, Katalonia wytwarza 20 proc. hiszpańskiego PKB. Tymczasem Katalończycy uważają, że dostają z powrotem nieproporcjonalnie mniej z podatków ściąganych przez rząd w Madrycie a dzięki ich pracowitości i gospodarności utrzymuje się inne, bardziej zacofane regiony kraju.
W środę w całej Katalonii wioski i miasteczka prześcigały się w szukaniu pomysłów na uczczenie święta narodowego. W Figueres, rodzinnym mieście Salvadore Dalego, w jego muzeum 200 osób narysowało charakterystyczny dla tego malarza motyw - zegar. Ale narysowany w środę zegar odmierza czas wstecz, poczynając od godziny 17.14.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.