Kiedyś za wiarę krew przelewano, a teraz ludziom żal 500 euro rocznie - napisała Gazeta Wyborcza w artykule "Wypisali się z Kościoła".
- Bo przecież, jak ktoś się wypisał, to przecież wcale nie znaczy, że nie wierzy w Boga! - zauważa Ewa, która planuje powrót do Polski. Podobnie jak Irek, który mówi, że wyrzucić się nie da. - Kościół nie ma monopolu na Boga. Jeśli mam ochotę pójść do kościoła i pomodlić się lub spotkać z innymi wiernymi, to będę to robił, przynajmniej dopóki nie wprowadzą płatnych biletów do świątyni. A skoro Kościół uważa, że nasze pieniądze są dla niego ważniejsze niż nasza wiara, to to jest dopiero niemoralne! - denerwuje się. I nie chce słyszeć, że się sprzedał za garść srebrników. - Bo to przecież z powodu tych srebrników, których im nie daję, oni mnie wykreślają! Ks. prof. Piotr Morciniec, specjalista od teologii moralnej i etyk, odpiera: - Problem jest bardziej złożony. To nie Kościół odmawia komuś przynależności do niego, tylko ktoś sam z niego świadomie występuje. To jakaś schizofrenia. Ktoś wypisuje się z Kościoła i równocześnie upiera się, że do niego należy. Ale to pokłosie 45 lat socjalizmu: członek partii ateistycznej i katolik równocześnie. Tylko że wtedy był totalitaryzm - w demokracji to nie przejdzie, trzeba formować ludzkie sumienia. Wybór kosztował zawsze, wystarczy przypomnieć męczenników. Samo "chodzenie do kościoła" nie wystarczy. Jeśli ktoś nie ze skrajnej biedy, ale z wyboru wymienia Kościół np. na telewizor, to deklaruje, co ma dla niego wartość. Irek zapewnia, że gdyby mógł nie płacić podatku kościelnego i nie wypisywać się z Kościoła, to na pewno by się nie wypisał. Tak jak Paweł z Opola, mieszkaniec Hesji, który rocznie płaci na Kościół ok. 2 tys. euro. - Nie podoba mi się to, tym bardziej, że moje pieniądze nie idą na moją parafię, tylko są centralnie dzielone. Ale płacę, bo boję się restrykcji. I tego, że mnie nie pochowają po katolicku, i tego, że moje dziecko nie będzie mogło pójść do komunii. Wracamy niedługo do Polski, nie chcę komplikować sobie życia - twierdzi. 2 tys. euro rocznie to dla niego kwota, która pozwala mu również uciszyć swoje sumienie. I jak są zbiórki na bezdomnych albo na ofiary kataklizmów, to zwykle nie daje centa, bo myśli w duchu: ja już się nadawałem. Na tacę co tydzień też nie rzuca. Chyba że jest w Polsce, wtedy daje dychę albo dwie. Bo w parafii jego żony właśnie wymieniają dach na kościelnej wieży i każdy grosz się przyda. Ewa też wspomaga Kościół w Polsce. - Bo jest biedny, w przeciwieństwie do niemieckiego - ucina. Przez Niemcy przewinęła się już debata na temat uznawania za apostatów osób, które nie chcą płacić podatku kościelnego (tzw. Kirchensteuer) i jednocześnie nie chcą zrywać więzi z Kościołem. - Sprawa trafiła do Watykanu. Stanowisko Stolicy Apostolskiej jest jasne: zaprzestanie płacenia podatku nie jest jednoznaczne z wystąpieniem z Kościoła - mówi ks. dr Józef Kloch, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski. I dodaje, iż nie ma danych dotyczących liczby Polaków uznawanych za apostatów z powodu niepłacenia Kirchensteuer i wykreślonych z ksiąg chrzcielnych. Rektorat Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech również ich nie ma. Dostaje bowiem dane ogólne, bez podania przyczyn wystąpienia. Ale mimo że Kościół niemiecki dostał zgodę Watykanu na utrzymanie istniejącego 200 lat systemu, to Episkopat Polski planuje zgodnie z instrukcją watykańską uporządkować te sprawy. - Jak należy traktować człowieka, który jest zameldowany w Polsce, a pracuje w Niemczech? Co zrobić z tymi, których już za niepłacenie wykreślono? Ja nie wiem, poddaję się. Ale ujednolicenie tych kwestii przyniesie instrukcja przygotowywana przez Radę Prawną Episkopatu. Nie wiem, kiedy będzie gotowa. Może w marcu - zapowiada ks. Kloch. Biskupi w instrukcji powiedzą też księżom, jak mają traktować ochrzczonych chrześcijan dobrowolnie i całkowicie porzucających wiarę. A tych jest coraz więcej. Przed dwoma laty Jarosław Milewczyk założył stronę internetową Apostazja pl., na której podaje wzory dokumentów potrzebnych do wypisania się z Kościoła. Ściągnęło je kilkadziesiąt tysięcy osób. Od redakcji Problem nie jest nowy. W wielu diecezjach duszpasterze spotykają się z nim od wielu lat. Z pewnością konieczne sa jasne zasady, ale i tak każdy przypadek wymaga indywidualnego rozważenia.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.