Brakuje odpowiednio przygotowanych specjalistów i ośrodków pomagających pacjentom terminalnie chorym z uwzględnieniem ich szczególnych potrzeb. Jak podkreśla prof. Zbigniew Zylicz, dyrektor medyczny Dove House Hospice w Hull, tylko trzy kraje w Europie: Wielka Brytania, Irlandia i Polska, oficjalnie uznały medycynę paliatywną jako specjalizację medyczną - pisze Nasz Dziennik.
- Nawet w Wielkiej Brytanii, kolebce opieki paliatywnej i medycyny paliatywnej, ta koncepcja wciąż nie jest dobrze zintegrowana z innymi specjalizacjami i często bywa postrzegana jako "specjalność Kopciuszka". Dylemat polega z jednej strony na tym, żeby doprowadzić do jej integracji z głównym nurtem medycyny, z drugiej - nie zatracić wyjątkowego charakteru tej specjalizacji - tłumaczy prof. Zylicz. W wystąpieniu podczas Międzynarodowego Kongresu Papieskiej Akademii Życia "Przy osobie nieuleczalnie chorej i umierającej" prof. Zylicz, pracujący obecnie w Wielkiej Brytanii, a przez wiele lat dyrektor medyczny w holenderskim hospicjum Rozenheuvel pod Arnhem i - w latach 2002-2007 - kierownik Katedry i Zakładu Opieki Paliatywnej na Collegium Medicum w Bydgoszczy (Uniwersytet Mikołaja Kopernika), zauważył, że mimo dynamicznego rozwoju medycyny paliatywnej tylko w trzech państwach europejskich uznana ona została za specjalizację medyczną. Jak zaznaczył prof. Zylicz, w "świecie rozwiniętym", poddanym procesom sekularyzacji, z lęku przed śmiercią i umieraniem ludzie stopniowo tracą wiarę w Boga i sens cierpienia. A nową religią staje się medycyna. Ogromne środki przeznaczane są na najnowsze terapie, ale trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że choć są bardzo obiecujące, to często nie leczą. Większość chorób śmiertelnych nadal jest diagnozowana w ich zaawansowanej fazie, a np. typy nowotworów, które medycyna potrafi zwalczyć, nie zmieniły się od blisko 30 lat. Z etycznego punktu widzenia te nowe terapie, których pozytywnych skutków nie udowodniono, nie są obowiązkowe ani dla lekarza, ani dla pacjenta, uważa się je za środki opcjonalne i nadzwyczajne. - W rzeczywistości wydajemy tak dużo pieniędzy na "opcjonalne" terapie, że nie mamy wystarczająco dużo (albo raczej: nie chcemy wydać wystarczająco dużo), aby zapewnić tym samym ludziom podstawową opiekę. Nawet w państwach najbogatszych długoterminową opiekę często cechuje niska jakość, związana z kwestią nieodpowiedniego wyposażenia i nieadekwatnie wyszkolonych pracowników - diagnozował profesor. - Lekarze dobrze wiedzą, jak przepisać zastrzyk wart tysiące funtów, ale często nie są odpowiednio przygotowani do opieki nad osobami terminalnie chorymi, na przykład ze złożonymi potrzebami fizycznymi i psychospołecznymi - dodał. A jeśli zwyczajna terapia nie jest możliwa, trzeba zapewnić pacjentowi w ostatniej fazie życia możliwy komfort poprzez złagodzenie objawów choroby i stworzenie duchowej przestrzeni dla przygotowania się do śmierci. Profesor Zylicz przywołał słowa umierającego onkologa Dana Frimmera, który powiedział dziennikarzowi z "Timesa": "Nie możesz umrzeć wyleczonym, ale możesz umrzeć uzdrowionym". Ten proces jest ważny - podkreślał Zylicz - nie tylko dla pacjenta, ale także dla jego najbliższych i tych, którzy mu w tym czasie pomagają. O ile opieka paliatywna świadczona jest w domach pacjentów, to medycyna paliatywna jest praktykowana w specjalistycznych placówkach, takich jak hospicja czy oddziały szpitalne, gdzie chorzy mogą otrzymać pomoc medyczną, społeczną i pielęgniarską. Stąd teza wystąpienia, że hospicjum było odpowiedzią na wiele problemów zdehumanizowanej współczesnej medycyny. Pierwsze po II wojnie światowej hospicjum założyła Cicely Saunders w Londynie, integrując opiekę medyczną z psychologicznymi, społecznymi i duchowymi potrzebami pacjentów. Właśnie to holistyczne ujęcie, nastawienie na ścisłą współpracę specjalistów różnych dziedzin, stało się najsilniejszym punktem medycyny paliatywnej.
Nie ma podstawy prawnej do wyłączenia tej części ludności spod obowiązku służby w wojsku.
Najczarniejszym scenariuszem cyberataku na Polskę jest wyłączenie infrastruktury krytycznej.