O zamiłowaniu kard. Franciszka Macharskiego do górskich wędrówek, o spotkaniach z góralami i hokeistami opowiada w wywiadzie dla KAI ks. kanonik Andrzej Fryźlewicz, kapelan byłego metropolity krakowskiego.
Kardynał Macharski przez całe lata swego pasterzowania służył najbardziej potrzebującym. Widać to było szczególnie w czasach stanu wojennego, kiedy troszczył się o internowanych i ich rodziny oraz założył dla nich specjalne biuro pomocy. Obecnie jego pomoc to przede wszystkim działalność wielu ośrodków Caritas i Domów Samotnej Matki, w duchu św. Brata Alberta. - Księdza Kardynała często można spotkać podczas górskich wędrówek. Pamiętam, że jako mały chłopak byłem na imieninach u ks. Krzysztofa Kopcia w parafii na zakopiańskich Chramcówkach i w pewnym momencie zaglądnął do nas Ksiądz Kardynał w koszuli flanelowej… - Rzeczywiście Kardynał bardzo lubi chodzić po górach. Zwykle zatrzymuje się w zakopiańskiej Księżówce i stamtąd rozpoczyna swoje eskapady. Zawsze żartujemy, że nie będę mu towarzyszyć, bo na przeszkodzie stoi dom rodzinny w Nowym Targu. - Można powiedzieć, że wtedy ks. Kardynał dawał księdzu wolne? – Ogólnie okazji do spotkań w domu rodzinnym było raczej mało, bo Ksiądz Kardynał nie miał stałego dnia wolnego. Zwykle do domu przyjeżdżałem, gdy wyjeżdżał za granicę. Jestem mu bardzo wdzięczny za bliskość wobec mojej rodziny, za udział w jej dniach radosnych, ale i trudnych. Jest dla nas wielkim przyjacielem, ojcem. - Mieszkać przy Franciszkańskiej 3 – to jakby znaleźć się w centrum wielkiej spuścizny Jana Pawła II, który był kilka razy Księdza sąsiadem… – To wielka łaska być tak blisko następcy św. Piotra i św. Stanisława. To Boży dar, na który próbowałem i próbuję odpowiadać przez wszystkie lata mojego pobytu przy Franciszkańskiej 3. - Proszę wybaczyć, ale można było Księdza nazywać „krakowskim Dziwiszem”... – ... z pełną świadomością różnicy „klas”. Ktoś powiedział, że to jedna szkoła. Nowotarskie liceum. Kiedy czytam wspomnienia abp. Dziwisza z tamtych lat, to spotykam nawet tych samych profesorów. To podobieństwo działań może bierze się właśnie już z lat licealnych i pierwszych doświadczeń organizacyjnych i z góralskiej natury. - Podczas odwiedzin rodzinnego miasta, można było zobaczyć Księdza na meczach nowotarskiej drużyny hokejowej. Skąd takie zamiłowanie? - To już takie rodzinne tradycje. Ze strony mamy było dwóch braci hokeistów: Tadeusz i Kazimierz Kramarzowie. Tadeusz, oprócz tego, że grał, to później przez długie lata trenował drużyną „Podhala”. Razem z nim drużyna pięć razy zdobywała mistrzostwo Polski. Wspomnę także tu śp. mojego tatę Kazimierza. Nie było meczu, żeby tato na nim nie był. Dlatego szliśmy razem z nim na lodowisko. I tak zaczęła się ta sportowa przygoda. Warto dodać, że w czasie wizytacji parafialnej św. Katarzyny w 1991 r. Ksiądz Kardynał odwiedził drużynę Podhala. Najpierw był na lodowisku krótki pokaz gry w wykonaniu juniorów, a potem dłuższa rozmowa z zawodnikami I drużyny o wartościach sportu a także niebezpieczeństwach. I błogosławieństwo chyba skuteczne, bo po nim przyszyły najlepsze lata „Szarotek”. O podobnym „sportowym” punkcie w programach biskupich wizytacji nie słyszałem.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.